Strony

piątek, 12 listopada 2010

Czerwoni święci

Ciekawym składnikiem ideologii komunistycznej jest kult świętych - męczenników poległych za sprawę. Został on oczywiście zaczerpnięty z praktyki katolickiej.

 Zostanie świętym Kościoła poprzedzone jest jednak najczęściej wieloletnią i drobiazgową procedurą, w której wszelkie wątpliwości tłumaczone są na niekorzyść kandydata na ołtarze. U komunistów jest dokładnie odwrotnie - nikt specjalnie nie przejmuje się kwalifikacjami moralnymi czerwonych męczenników, w końcu od czego jest propaganda. W Związku Radzieckim świeckim świętym został Pawlik Morozow, który podkablował własnego ojca, kułaka ukrywającego zboże przed władzą radziecką. Inni socjaliści, tyle, że narodowi także wykreowali swojego męczennika. Został nim Horst Wessel, student zamordowany w niejasnych okolicznościach. (przyczyną jego śmierci była prawdopodobnie awantura wywołana przez 18-letnią prostytutkę, z którą mieszkał). Dzisiaj najbardziej znanym lewackim świętym jest argentyński lekarz i zbrodniarz Ernesto Che Guevara, który twierdził, że rewolucjonista musi stać się zimną maszyną do zabijania napędzaną czystą nienawiścią. Odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi zamęczonych w kubańskim Gułagu nie wykazał się odwagą w Boliwii, gdzie poddał się wojskom rządowym wołając Nie strzelajcie! Jestem Che! Jestem dla was więcej wart żywy niż martwy! Żołnierze woleli go jednak martwego.




Z punktu widzenia socjotechniki kreowanie socjalistycznych świętych okazało się zabiegiem niezwykle skutecznym. Wystarczy się rozejrzeć na ulicy, żeby zobaczyć młodych ludzi paradujących w koszulkach z Che. Ciekawe, że nikomu nie przyjdzie do głowy paradować z podobizną innego lekarza - zbrodniarza, też socjalisty - tyle, że narodowego, doktora Mengele. Być może dlatego, że anioła śmierci z Oświęcimia nie dosięgła ludzka sprawiedliwość. Co prawda są próby uczynienia z niemieckiego ludobójcy ikony popkultury (posłuchajcie np. zespołu Slayer „Angel of death"), daleko mu jednak do sławy argentyńskiego kolegi po fachu.

Polscy socjaliści też mają pewne osiągnięcia w kreowaniu swoich męczenników. Można to było jeszcze zrozumieć w czasach organizacji bojowej PPS walczącej metodami terroru indywidualnego z carskim okupantem. Chociaż nawet wtedy Karol Irzykowski odnoszący się z sympatią do bojowców zarzucał partyjnym propagandzistom „wpadanie w ramiona ciotki tromtadracji". Za czasów komuny partyjnych męczenników wykreowano bez liku - któż nie opamięta na przykład czytanek o kilerze Janku Krasickim? (zastrzelił Bolesława Mołojca, po tym, jak ten kropnął Marcelego Nowotkę).

Dzisiejsza lewica, której notowania spadają na łeb, na szyję, też próbuje starego, wypróbowanego sposobu. Okazja nastręczyła się sama - podczas próby aresztowania Barbary Blidy funkcjonariusze popełnili kardynalny błąd. Zamiast skuć panią poseł, pozwolili jej wejść do łazienki i zastrzelić się. Oczywiście media podniosły wrzawę o mordzie dokonanym na niewinnej ofierze. Nikt jakoś nie zadał pytania, dlaczego osoba niewinna popełniła samobójstwo? Powołano stosowną komisję badającą okoliczności śmierci Barbary Blidy spodziewając się Bóg wie jakich rewelacji. Tymczasem po czterech miesiącach wytężonej pracy góra urodziła mysz, jedyne co stwierdzono, to ewidentny błąd w sztuce popełniony przez ludzi, których zadaniem było przestrzeganie odpowiednich procedur. W tej sytuacji robienie z Barbary Blidy męczenniczki lewicy i wciąganie jej na sztandary jest po prostu obrzydliwe.

Przeczytaj także:

Jak uniknąć aresztowania http://adamkuz.blogspot.com/2010/09/jak-uniknac-aresztowania.html
Guevara za co się wziął to spieprzył http://adamkuz.blogspot.com/2010/12/guevara-za-co-sie-wzia-to-spieprzy.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz