Nową
aferę mamy w same święta oto bowiem córka Stefana Bratkowskiego
oświadczyła, że aborcji dokona na swym nienarodzonym dziecięciu
ale nie tak zwyczajnie tylko 24 grudnia. Na wieść o tym jedni
zamarli ze zgrozy i jęli wołać wielkim głosem, że biada ach
biada nam po trzykroć, insi rzucili się na kolana aby wybłagać
nawrócenie zidiociałej od feminizmu niewiasty. Wszystkich przebił
pewien jezuita, któren zaoferował się adoptować dziecko
Bratkowskiej co ta ze wzgardą odrzuciła twierdząc, że ciążą
zniszczy jej organizm. A tymczasem wystarczy przecież spojrzeć w
idealnie puste oczęta bohaterki Gwna aby się zorientować, że nie
ma o co krzeseł łamać gdyż:
- Po pierwsze Bratkowska nie jest w stanie czegokolwiek począć o czym świadczy jej wejrzenie narkomanki w ostatnim stadium.
- Gdyby jednak jakimś cudem jej się to udało to i tak by tego nie zauważyła. Wziąwszy pod uwagę wyraz twarzy Bratkowskiej umknąłby by jej uwadze nie tylko fakt poczęcia ale nawet porodu.
- Gdyby jednak Bratkowska dowiedziała się z mediów, że jest w ciąży to i tak nie byłaby w stanie znaleźć i zażyć właściwych tabletek.
Wziąwszy
pod uwagę powyższe wnioski nadziwić się nie mogę że tak wielu
porządnych ludzi daje się wkręcić w podobne gówno przed samymi
świętami. A
swoja drogą zaczynam rozumieć dlaczego Stefan Bratkowski zamiast
pisać ciekawe książki chodzi do kiosków i na niektóre gazety
pluje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz