Strony

piątek, 14 lipca 2023

Krótki kurs rewolucji dla opornych



Przebieg wszystkich rewolucji można sprowadzić do dwóch podstawowych modeli: pierwszy z nich najlepiej obrazują wydarzenia we Francji w 1792 roku a drugi w 1848 roku.
W obydwu przypadkach mamy do czynienia z punktem zwrotnym mającym decydujące znaczenie. Wbrew pozorom losy monarchii we Francji nie rozstrzygnęły się 14 lipca 1789 roku podczas ataku na Bastylię gdzie było tylko kilku więźniów i pilnujących ich inwalidów. Decydujący był dzień 10 sierpnia 1792 gdy zrewoltowany tłum zaatakował królewska siedzibę Tuileries, chroniąca króla Gwardia Szwajcarska mogła bez trudu rozprawić się z motłochem jednak Ludwik XVI nakazał jej zaprzestanie walki nie chcąc przelewać krwi swoich poddanych co skończyło się jego śmiercią na szafocie i pogrążeniem Francji w makabrycznym karnawale rewolucji.
Pomnik Lwa w Lucernie jest wykutym w kamieniu dowodem pamięci o szwajcarskich gwardzistach, którzy będąc w służbie króla Francji Ludwika XVI zostali zmasakrowani 10 sierpnia 1792 r.


Zupełnie inaczej rzeczy się miały 23 czerwca 1848 roku gdy zbuntowany lud Paryża opanował sporą część miasta i szykował się do walki pod czerwonym sztandarem. Gdyby w nocy z 23 na 24 powstańcy zaatakowali ratusz wygraliby. Pozostali jednak na miejscu budując imponujący system barykad. Dowodzący armią generał Cavaignac zmienił taktykę walki z rewolucjonistami pozwalając im skoncentrować się w jednym miejscu a następnie rozbił ich jednym, silnym uderzeniem. Zginęło ok. 4000 buntowników, znaczną część rozstrzelano w masowych egzekucjach, śmierć poniosło także ok. 1000 żołnierzy strony rządowej.
Barykada na Rue Soufflot, w tle Panteon w Paryżu, czerwiec 1848


Jak widać o tym co się dzieje w punkcie zwrotnym rewolucji: 10 sierpnia1792 roku lub 23 czerwca 1848 roku decyduje nie tyle przewaga liczebna i techniczna ale determinacja walczących stron. Tej determinacji zabrakło Ludwikowi XVI, którego stracono 21 stycznia 1793 roku.


Testament Ludwika:
W Imię Przenajświętszej Trójcy - Ojca, Syna i Ducha Świętego:
Dziś, 25 grudnia [roku] 1792, ja, Ludwik XVI Król Francji, będąc już ponad cztery miesiące uwięziony wraz z moją rodziną w wieży Temple w Paryżu przez tych, którzy niegdyś pozostawali moimi poddanymi, a także pozbawiony możności jakiegokolwiek porozumiewania się, nawet z rodziną, od dnia 11 bieżącego miesiąca; co więcej – włączony w proces, którego zakończenia nie sposób przewidzieć z uwagi na ludzkie nastroje, a którego powodu ani znaczenia nie podobna znaleźć w żadnym istniejącym prawie, nie mając zaś prócz Boga, któremu się poświęcam, żadnych innych świadków moich myśli, niniejszym oświadczam w Jego obecności moje ostatnie życzenia i uczucia.
Pozostawiam moją duszę Bogu, memu Stwórcy; modlę się, by przyjął ją w swoim miłosierdziu i nie sądził jej podług zasług jej samej, lecz tych Pana Naszego Jezusa Chrystusa, który złożył Samego Siebie jako ofiarę Bogu Ojcu za nas - ludzi, niezależnie od tego, jak zatwardziałych [w grzechu] – a [wśród tych] mnie pierwszego.
Umieram w łączności z naszą Świętą Matką, Katolickim, Apostolskim i Rzymskim Kościołem, dzierżącym autorytet poprzez nieprzerwaną sukcesję od czasów Św. Piotra, któremu zawierzył sam Chrystus; wierzę mocno i wyznaję wszystko to, co zawarto w Credo oraz przykazaniach Bożych i kościelnych, sakramentach, a także tajemnicy, w tym, czego naucza Kościół – i czego nauczał zawsze. Nigdy nie próbowałem ustanowić się sędzią różnych sposobów wykładania dogmatów, które dzielą Kościół Jezusa Chrystusa, ale zgadzam się i zawsze będę się zgadzał, gdyby spodobało się Bogu obdarzyć mnie życiem, z decyzjami, jakie wydają i jakie wydawać będą duchowni przełożeni Świętego Kościoła Katolickiego, zgodnie z dyscypliną, do której dąży Kościół od czasów Jezusa Chrystusa.
Z całego serca żałuję naszych braci, którzy tkwią w błędzie, ale nie chcę być im sędzią i nie miłuję ich przez to mniej w Chrystusie, czego naucza nas nasze chrześcijańskie miłosierdzie, modlę się też do Boga, by odpuścił mi moje grzechy. Poszukiwałem ich dokładnie by je poznać, znienawidzić je, a także by poniżyć się w Jego obecności. Nie mogąc uzyskać posługi katolickiego księdza, modlę się, by Bóg przyjął wyznanie, które czynię umieszczając moje nazwisko (jakkolwiek wbrew mojej woli) przy czynach, mogących stać w sprzeczności z dyscypliną i wiarą Kościoła Katolickiego, do których zawsze pozostaję szczerze przywiązany. Proszę o to, by Bóg przyjął moje mocne postanowienie, że – jeśli tylko pozwoli mi żyć, zadbam o posługę katolickiego kapłana, tak szybko, jak będzie to możliwe, aby wyznać moje grzechy i przyjąć sakrament pokuty.
Błagam tych, którym zawiniłem przez nieuwagę (gdyż nie przywołuję [w pamięci] nikogo, kogo mógłbym skrzywdzić umyślnie), a także tych, którym dostarczyłem złego przykładu albo powodu do zgorszenia, by wybaczyli zło, które w ich mniemaniu mogłem im wyrządzić.
Usilnie proszę tych, którzy w swojej uprzejmości zechcą dołączyć swoje modlitwy do mojej, by wyprosili Boże przebaczenie moich win.
Z całego serca wybaczam tym, którzy uczynili się moimi wrogami, mimo, że nie dałem im do tego żadnego powodu, i modlę się, by Bóg raczył im wybaczyć, jak również tym, którzy przez fałsz lub nierozumną gorliwość wyrządzili mi wiele szkody.
Powierzam Bogu moją małżonkę i moje dzieci, moją siostrę, moją ciotkę, moich braci, a także wszystkich, którzy pozostają związani ze mną poprzez więzy krwi lub w jakikolwiek inny sposób. Modlę się zwłaszcza o to, by Bóg spojrzał ze współczuciem na moją żonę, moje dzieci i moją siostrę, którzy jakże długo już cierpią wraz ze mną, i by podtrzymał je w swoim miłosierdziu w razie, gdyby mnie stracili, tak długo, jak długo przebywać będą pośród śmiertelnych.
Powierzam moje dzieci mojej żonie; nigdy nie wątpiłem w jej matczyną czułość względem nich. Zalecam jej ponad wszystko, by uczyniła z nich dobrych chrześcijan i uczciwych ludzi; niech ukaże im wspaniałości tego świata (o ile ich przekleństwem będzie takowych doświadczyć) jako dobra niebezpieczne i ulotne, i niech skieruje ich uwagę w kierunku jedynej pewnej i trwałej chwały - ku wieczności. Proszę też moją siostrę, by była uprzejma nie ustawać w swojej czułości względem moich dzieci i by zajęła miejsce ich matki w razie, gdyby miały nieszczęście utracić własną.
Błagam moją żonę o wybaczenie wszelkiego bólu, który cierpiała z mojego powodu, a także smutku, do którego się przyczyniłem w trakcie trwania naszego związku; jeśli czyniła by sobie jakieś wyrzuty, może być pewna, że nie żywię niczego, co było by przeciwko niej.
Jak najserdeczniej napominam moje dzieci, by po tym, co winne są Bogu, a co ma być na pierwszym miejscu, zawsze pozostały zjednoczone między sobą, uległe i posłuszne matce, wdzięczne za całą opiekę i kłopot, jakiego jej przysporzyły, niechaj też zachowają mnie w pamięci. Błagam, by szanowały moją siostrę jak swoją drugą matkę.
Zaklinam mojego syna, by mając owo nieszczęście zostania królem pamiętał, że winien jest samego siebie [poświęcić] dla szczęścia swych poddanych; że musi zapomnieć o wszelkiej nienawiści i urazach, w szczególności tych związanych z nieszczęściem i smutkami, których doświadczam ja sam; że może uczynić ludzi szczęśliwymi tylko przez rządy oparte na prawie, równocześnie jednak musi pamiętać, że król nie jest w stanie przysporzyć sobie szacunku i czynić dobra, które ma w sercu dopóty, dopóki nie ma koniecznego autorytetu, i że w innym wypadku, będąc zaplątanym we własne czyny, bez podobnego natchnieniu respektu, jest bardziej szkodnikiem, niż kimś użytecznym.
Nakazuję memu synowi, by troszczył się o wszystkie osoby, które pozostają ze mną związane tak bardzo, jak pozwolą mu na to okoliczności; by pamiętał, że jest to święty dług, który dotyczy również dzieci i krewnych tych, którzy zginęli za mnie, jak również tych, którzy pozostają przeklęci ze względu na moją sprawę. Wiem, że wiele jest osób znajdujących się niegdyś blisko mnie, które jednak nie podążyły w moją stronę, choć powinny, a które okazały nawet swą niewdzięczność, wybaczam im jednak (często w chwilach trudu i zawieruchy nie bywa się bowiem panem samego siebie) i błagam mojego syna, by – jeżeli znajdzie po temu sposobność, myślał wyłącznie o ich nieszczęściu.
Winien teraz jestem okazać moje uznanie tym, którzy obdarzyli mnie prawdziwym i bezinteresownym uczuciem; jak bowiem z jednej strony zostałem dotkliwie skrzywdzony przez niewdzięczność i brak lojalności tych, którym zawsze okazywałem uprzejmość, podobnie jak ich krewnym i przyjaciołom, tak z drugiej strony pojawiła się sympatia i dobrowolne zainteresowanie, jakie okazało mi wiele osób. Błagam ich o przyjęcie mojego podziękowania. W sytuacji, jaką mamy obecnie, obawiam się ich narażać poprzez mówienie wprost, ale w sposób szczególny zalecam memu synowi, by znalazł okazję do rozpoznania tych ludzi.
Uznałbym jednak za potwarz dla narodu, gdybym otwarcie nie polecił memu synowi pp. De Chamilly i Hue, których autentyczne przywiązanie do mnie doprowadziło do uwięzienia ich wraz ze mną w tym smutnym domostwie. Polecam również p. Clery, którego troskę [o mnie] wysławiam, odkąd tylko jest przy mnie. Jako że to on pozostaje ze mną aż do końca, proszę usilnie pana z Komuny[1] o powierzenie mu moich ubrań, książek, mojego zegarka, portmonetki, jak również wszelkich innych drobiazgów, zdeponowanych przy radzie Komuny.
Jak najchętniej wybaczam raz jeszcze tym, których postawiono mi na straży, złe traktowanie oraz zdenerwowanie, które uznali za niezbędne do zapanowania nade mną. Znalazłem pośród nich kilka wrażliwych i współczujących dusz – niech ich serca cieszą się spokojem, jaki daje im ich sposób myślenia.
Błagam pp. De Malesherbes[2], Tronchet[3] i De Seze[4], by przyjęli moje podziękowania i uczucie za wszelkie starania i kłopot, który mieli z uwagi na mnie.
Kończę oświadczając przed Bogiem, gotów stanąć przed nim, że nie zarzucam sobie żadnych zbrodni, o jakie jestem oskarżony.
Sporządzone wraz z kopią w wieży Temple, 25 grudnia 1792.
Ludwik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz