Strony

wtorek, 24 listopada 2015

Dostojewski nad Syrią




Rosjanie wielokrotnie naruszali przestrzeń powietrzną Turcji od rozpoczęcia działań w Syrii pod koniec września. Ankara dwukrotnie wzywała w tej sprawie rosyjskiego ambasadora, który zwalał wszystko na kiepskie warunki pogodowe. Nikogo to specjalnie nie dziwiło gdyż powietrzne harce Rosjan nad państwami NATO to rzecz normalna, zdarzało się to już nad Polską i Norwegią. We wtorek jednak kolejny rajd rosyjskiego bombowca został zakończony celnie wystrzeloną rakietą z tureckiego myśliwca.
Z Turkami w ogóle Rosjanie maja zgryz i to od czasów carycy Katarzyny, która rozpoczęła systematyczne niszczenie Imperium Ottomańskiego. Ideologiczne uzasadnienie parcia w tym kierunku możemy znaleźć w „Dzienniku pisarza” Dostojewskiego z czasów wojny rosyjsko-tureckiej, który z piana na ustach gromił zdradziecki Zachód uniemożliwiający wskrzeszenie Bizancjum pod berłem carów.
Putinowi też nie idzie z Turkami, można by zaryzykować twierdzenie, że utrzymanie się premiera a teraz prezydenta Erdogana u władzy to największa klęska Rosjan ostatnimi czasy. W maju 2013 roku doszło do masowych wystąpień opozycjonistów wszelkiej maści chcących obalić turecki rząd. Nie wyszło a przecież działano według najlepszych wzorów sprawdzonych w Rumunii i na Ukrainie: najpierw burzy się lud, potem jakaś setka protestujących ginie i władza musi paść. W Turcji nie udało się zrealizować tego scenariusza gdyż co prawda demonstrantów na placu Taksim było sporo ale niewielu zginęło. Być może dlatego, że Erdogan w przeciwieństwie do Ceausescu i Janukowycza zdążył przeprowadzić na czas czystki w policji i służbach. Teraz to jedyne państwo, które może cokolwiek zrobić Rosji gdyż nie tylko dysponuje prawie milionową armią ale może też na przykład zbuntować i odpowiednio wspomóc ludy tiurskie mieszkające od Krymu po Sinkiang.
Po wtorkowej strzelaninie pod pogodnym niebem Bliskiego Wschodu światowe media wpadły w histerię, niektórzy na serio biorą pogróżki Putina insi boja się kolejnej wojny, która jednak nie wybuchnie. Nie wykluczałbym jednak lokalnych starć powietrznych nad Syrią gdyż Rosjanie mogą w odwecie zacząć bombardować mieszkającą tam turkmeńską mniejszość nastawiona zresztą bardzo wroga w stosunku do reżimu Asada. Wtedy Turcy mogą przystąpić do zwalczania rosyjskich maszyn, gdyby jednak do tego doszło stawiałbym raczej na bisurmanów w F16.
Spośród wielu komentarzy najbardziej niedorzeczne wydają mi się stwierdzenia iż to NATO do którego należy Turcja postanowiło dać nauczkę Rosjanom. Nic bardziej błędnego. O stosunku NATO do Turcji świadczy afera ujawniona ponad rok temu przez służby największego europejskiego członka tej organizacji-Niemcy. Według dziennika „Die Welt” powołującego się na Federalną Służbę Wywiadu Turcy uruchomili program jądrowy. Strasznie to oburzyło Niemców gdyż jak twierdzą stanowi to groźbę „wyścigu zbrojeń w regionie” a tego właśnie nasi miłujący pokój sąsiedzi bardzo ale to bardzo nie lubią. Sami Turcy oczywiście gorliwie zaprzeczają jakoby nawet myśleli o posiadaniu bomby atomowej co nie przeszkodziło im nabyć wirówek potrzebnych do wzbogacania uranu od bratniego, islamskiego Pakistanu.
Po co Ankarze ładunki nuklearne? Ano chociażby po to aby jakiś Żyrinowski czy inny syn Rosjanki i prawnika nie mógł Turkom grozić, że ich zmiecie z powierzchni ziemi atakiem jądrowym. Po to także aby Putin nie mówił, że w dwa dni zrealizuje marzenie Dostojewskiego i prawosławni zajmą Stambuł bywszyj Konstantynopol.
Cóż to wszystko jednak obchodzi Niemców? Okazuje się, że jednak sporo. Fakt, że to oni podnieśli raban o turecka bombę atomową świadczy, że współpracują z Rosjanami ściślej niż by się wydawało. Putinowi nijak ganić Turków za nuklearne zbrojenia skoro sam grozi wszystkim dookoła wysłaniem w Kosmos. Co innego jego przyjaciele z Berlina, znani pacyfiści i przeciwnicy rozkręcania spirali zbrojeń. A swoją drogą szkoda, że Polska nie idzie w ślady Turcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz