Strony

wtorek, 14 kwietnia 2020

Zaraza roku szczura (13) O tym co zabija skuteczniej niż sama zaraza


Dżuma - Geocaching Opencaching Polska






Przy okazji każdej klęski żywiołowej a szczególnie przy epidemiach pojawia się odwieczne pytanie: "Dlaczego Stwórca doprowadził do zarazy czyli skąd zło jeśli Bóg istnieje". Także teraz przy okazji koronawirusa to ulubiona kwestia wszelkiej maści ateistów i osobistych nieprzyjaciół Pana Boga. Odpowiedź jest bardzo prosta, chciałbym jednak pokazać jak na tak sformułowane pytanie odpowiada nie teolog ale pisarz. W „Dzienniku roku zarazy” Daniela Defoe pytanie, które nigdy nie zostało postawione wprost jest obecne na każdej jego stronie i jest ono oczywiste nawet dla mało uważnego czytelnika. Jeżeli po akapicie o miłosierdziu Bożym mamy opis nieprawdopodobnych cierpień zadżumionych nie sposób sobie nie zadać pytania jak to możliwe, że miłosierny Bóg dopuszcza podobne zło.

Gdyby Defoe postawił takie pytanie wprost i odpowiedział na nie wprost napisałby coś co według jego słów mogło być uważane ”za moralizatorskie ględzenie świętoszka, za wygłaszanie kazań zamiast pisania historii”. Takich tekstów powstało mnóstwo, ich nośność społeczna była ograniczona i dziś nikt o nich nie pamięta. Dlatego też autor „Dziennika” postanowił napisać dzieło mogące zdobyć wielu czytelników zainteresowanych tematyką jak i oryginalna formą- fikcyjnym reportażem. Najważniejsze pytanie czytelnik powinien zadać sobie sam i sam znaleźć na nie odpowiedź w trakcie czytania pomiędzy jedną fascynującą opowieścią a drugą.

Nie wiemy czy Defoe był człowiekiem szczerze religijnym. Fakty z jego życia: praca w tajnej policji i ciągłe afery finansowe z jego udziałem każą w to wątpić. Ale czy moralista sam musi być moralny? Max Scheller zapytany dlaczego w swoim życiu nie kieruje się tym co głosi odpowiedział, że drogowskaz ma tylko wskazywać kierunek a nie sam podążać. Jeszcze inną kwestią jest czy fakt niemoralnego prowadzenia się moralisty deprecjonuje jego twierdzenia. Jednak ktoś tak skrajnie amoralny jak autor „Dziennika” traktował swoja twórczość literacką jako misję, której celem było upomnienie za zuchwalstwo tych, którzy szydzą z religii chrześcijańskiej. Jako doświadczony agent tajnych służb Jego Królewskiej Mości zdawał sobie bowiem sprawę, że odejście od pryncypiów chrześcijańskich może doprowadzić do kompletnej anomii społecznej, która tak wnikliwie przeanalizował w roku zarazy.

Defoe unika "moralizatorskiego ględzenia świętoszka" jak może. Słowo „Bóg” występuje w „Dzienniku” 81 razy, Opatrzność- 19 razy, Niebo będące synonimem opatrzności-5 razy, Miłosierdzie- 5 razy. Słowo „Chrystus” pojawia się pojawia się w „Dzienniku” tylko jeden raz. Z istot pozaziemskich anioł występuje tylko raz w zbiorowej halucynacji. Szatan pojawia się dwa razy i to tylko w określeniu bluźnierców w karczmie, którzy zachowywali się „jakby szatan ich opętał” i wygłaszali „szatańskie” bluźnierstwa. To w sumie niewiele jak na tekst z XVIII wieku traktujący o rzeczach ostatecznych. Tym niemniej wymowa ideowa "Dziennika" jest jasna i klarowna.

Wizja świata i człowieka zawarta w Dzienniku oparta jest na elementach całkowicie zgodnych z doktryną purytańską w myśl której zło nie może być dziełem Boga wynika ono natomiast z zepsucia natury ludzkiej przez grzech pierworodny. W takim ujęciu nawet jeśli przyjąć, że to Opatrzność zesłała zarazę to ostatecznie winni są ludzie ze względu na swoje grzechy. W myśl doktryny purytańskiej wszelkie dobro na tym świecie skażonym przez grzech może być jedynie efektem miłosierdzia Bożego. Według narratora to właśnie boskiemu miłosierdziu Londyn zawdzięcza zakończenie zarazy W tygodniowym spadku liczby zgonów widzi on palec Boży, ponieważ nie da się racjonalnie wyjaśnić nagłego zmniejszenia zachorowań. Fakt, że "zaraza drwiła sobie z medycyny i stosowanych metod leczenia po czym nagle ustąpiła" utwierdza go przekonaniu, że mieszkańcy Londynu mają dług wobec Stwórcy, który z kolei nie jest im nic winien. Narrator z satysfakcją stwierdza, że nikt nie może temu zaprzeczyć nawet najwięksi niedowiarkowie i najgorsi z ludzi.

Według Defoe to nie Bóg zsyła na ludzi nieszczęścia ale to ludzie sami sobie są winni. Katalog pychy, głupoty, szaleństwa, ulegania zabobonom jest w "Dzienniku" bardzo bogaty. Wszystko to prowadzi do anomii społecznej: rozpadu więzi rodzinnych i społecznych co zabija mieszkańców Londynu nie mniej skutecznie niż sama zaraza. Narrator ze zdumieniem zauważa również, że przebyte niebezpieczeństwo nie czyni ludzi lepszymi a wręcz przeciwnie.

Defoe u którego mentalność policjanta łączy się z purytańską doktryną totalnej deprawacji natury ludzkiej ze profesjonalna sprawnością opisuje cały katalog występków popełnianych przez mieszańców Londynu podczas zarazy. Można je podzielić na trzy główne kategorie: przestępstwa popełniane z chciwości, bezinteresowne czynienie zła i bluźnierstwa przeciwko Bogu. Narrator „Dziennika” odnotowuje, że przestępczość w czasie zarazy nie zmalała. Wręcz przeciwnie, ilość przestępców krążących po mieście i szukających łupu znacznie wzrosła. Pomimo wielu wzmianek w „Dzienniku” o kradzieżach, rabunkach i morderstwach nie budzą one specjalnego zainteresowania narratora jako przypadki banalne. Inaczej jest gdy przechodzi do opisów sytuacji gdy chorzy celowo zarażają innych. To jeden z głównych powracających motywów wielokrotnie rozwijanych i przerywanych. Narrator opisuje przykłady chorych, którzy nie poinformowawszy o tym, że są zarażeni korzystali z gościny w dzielnicach do których zaraza jeszcze nie dotarła. Doprowadziło to do szybkiego rozprzestrzeniania się choroby. Innym rodzajem łajdactwa, które budzi żywe zainteresowanie narratora są bluźnierstwa przeciwko Bogu. Dla autora „Dziennika” taka postawa jest najgorsza z możliwych, ponieważ Bóg nie jest nam nic winien w związku z czym złorzeczenia mu z powodu spotykających nas nieszczęść są absurdalne.

Defoe jasno stwierdza, że przyczyny wysokiej śmiertelności wśród zarażonych wynikają nie tylko z samej zarazy ale przede wszystkim z ich głupoty. Tyrady narratora o braku gospodarności u londyńczyków to stały motyw powieści. Nie mniej zabójcza okazała się karygodna lekkomyślności mieszkańców Londynu. Mieszkańcy niektórych dzielnic byli przekonani, że zaraza do nich nie dojdzie podczas gdy w bliskim sąsiedztwie umierały tysiące ludzi. Narrator zwraca także uwagę na nieuzasadnione przekonanie o zakończeniu zarazy co spowodowało powrót do normalnych zachowań: odwiedzin, otwarcia sklepów, chodzenia po ulicach co doprowadziło do ponownego wzrostu śmiertelnych zachowań. Chwalebnym wyjątkiem byli nieliczni, którzy trzymali się na uboczu aż do rzeczywistego wygaśnięcia plagi. Gdyby Defoe pisał swój "Dziennik" dzisiaj jego wymowa byłaby identyczna. Napisałby pewnie, że to nie Bóg odpowiada za epidemię koronawirusa ale ludzie odrzucający samo pojęcie Boga. Komuniści rządzący w Chinach ukrywający przed światem skalę zachorowań. Etiopski komunista, który stojąc na czele Światowej Organizacji Zdrowia im w tym pomagał. Feministki, które podczas zarazy zorganizowały w Hiszpanii wielotysięczny wiec. Lewacy dominujący w Europie, którzy uniemożliwili przeprowadzenie we Włoszech kwarantanny dla przybyszów z Chin. E tutti quanti, których działania zabiły więcej ludzi niż sama zaraza.




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz