Wszyscy walczyli o Polskę w mojej rodzinie: Maciej Rozwadowski walczący pod Wiedniem, Kazimierz Rozwadowski, który dowodził brygadą u Kościuszki i dziad Wiktor oraz mój ojciec, bohaterowie kolejnych przegranych powstań. Pochodzę z rodziny o bogatej tradycji wojskowej. Ojciec mój dowodził oddziałem jazdy w powstaniu styczniowymi nigdy o tym nie opowiadał, może dlatego, że poległ stryj Tadeusz. Ale o bitwie pod Mołożowem jeden z jego a żołnierzy opowiedział mi dokładnie. W tamtejszym folwarku nasi zorganizowal szpital polowy. Musieli się wycofać a wtedy kozacy spalili naszych rannych żywcem.
W armii austro-węgierskiej jako Polak musiałem być najlepszy. Szkoła wojenna we Wiedniu ukończona z wyróżnieniem i praca w sztabie. Kolejne awanse a tuż przed wybuchem wojny stopień generała. A potem były Gorlice, mój największy triumf. Koncepcję walca ogniowego rozważałem jeszcze przed wojną. Zamiast walić z armat w jedno miejsce jak robili to wszyscy, należało przesuwać ogień artylerii jak walec przed atakującą piechota. Łatwo powiedzieć ale żeby nie pozabijać własnych żołnierzy wszystko to należało z zegarmistrzowską precyzją skoordynować. Niewielki błąd w wyliczeniu i własna artyleria zabija setki własnych żołnierzy. Nikt nie chciał brać za to odpowiedzialności. W sierpniu 1914 roku zostałem komendantem XII Brygady artylerii w 12 Krakowskiej Dywizji Piechoty, która w maju 1915 roku ruszyła zdobywać Gorlice. To była okazja, walec ogniowy zrobił wyłom w liniach rosyjskich przez który piechota zajęła Gorlice. Moskale oczywiście kontratakowali ale powstrzymał ich ogień mojej artylerii. Dostałem za to najwyższe austro- węgierskie odznaczenie Order Marii Teresy, który nadawano jak mówi statut za waleczność i zakończone powodzeniem śmiałe czyny podjęte z własnej inicjatywy, także wykonane bez rozkazu lub wbrew rozkazowi. Oczywiście tylko tym, którzy podejmując owe śmiałe czyny wygrali, w przeciwnym wypadku czekał ich pluton egzekucyjny. Wtedy byłem pewien, że po zajęciu Galicji przez Austro- Węgry zostanę jej namiestnikiem tym bardziej, że szef kancelarii wojskowej cesarza generał Bolfras zapewnił mnie o osobistym poparciu ze strony samego cesarza. A jednak nie, zrobili namiestnikiem generała Colarda. Działania osób mi przychylnych we Wiedniu nic nie dały. Głównodowodzący arcyksiążę Ferdynand i jego kamaryla skutecznie zablokowali moja kandydaturę. Jak to powiedział ten latrinengeneral Bohm-Ermolii, Rozwadowski to "pełen temperamentu wybitnie stronniczy Polak." Nigdy nie interesowałem się polityką tą pożałowania godna bijatyką partyjek i stronnictw politycznych. Wówczas jednak zrozumiałem, że polityczne plany wielu Polaków z Galicji w tym moje i mojego ojca o stworzeniu trójnarodowej monarchii austro- węgiersko-polskiej po berłem Habsburgów to mrzonki. Cesarz może i by na to poszedł ale Węgrzy i Niemcy woleli zniszczyć swoje państwo niż pójść na ustępstwa wobec Polaków. Ciekawe kto wymyślił ten idiotyzm: Polak Węgier dwa bratanki. Tak więc za zwycięstwo zostałem nie pierwszy i nie ostatni raz w mojej karierze ukarany, na początku 1916 roku udzielono mi dymisji z wojska i mogłem już tylko bezradnie się przyglądać jak gromada błaznów z generalskimi epoletami przegrywa wojnę.
Monarchia Austro- Węgierska, w której zrobiłem karierę wojskową, dla której odnosiłem zwycięstwa, z która ja i mój ojciec wiązaliśmy ogromne nadzieję okazała się zdezelowaną ladacznicą, która przed śmiercią zdążyła jeszcze zarazić syfilisem wszystkich wokół. Jeszcze w 1916 roku żywiłem jakieś nadzieje chociaż syndromy śmiertelnej choroby były widoczne wcześniej. Polacy z Galicji usilnie pracowali nad wzmocnieniem monarchii licząc na jej wdzięczność a za ich plecami jeden z drugim von und zu skutecznie ją niszczyli. Taki Ottokar Theobald Otto Maria Graf Czernin von und zu Chudenitz zadał monarchii większe straty niż wszyscy jej wrogowie razem wzięci. Najpierw doradzał następcy tronu Franciszkowi Ferdynandowi. Ten sobie ubrdał, że przekształci Austro- Węgry w Stany Zjednoczone Europy. Ironia losu polega, że agent rosyjskiej ochrany i serbski terrorysta, który go zastrzelił był również wielbicielem Ameryki. Po śmierci Franza Josefa von un d zu Czernin został ministrem spraw zagranicznych, próbował zawrzeć pokój ale robił to tak niezręcznie, że musieli go odwołać ze stanowiska. To Czernin i jego kamaryla knuli przeciwko mnie, to im zawdzięczam odejście z wojska po zwycięstwie pod Gorlicami. To, że nie zostałem namiestnikiem w Galicji w 1916 wynikało z ich obawy przed wzmocnieniem żywiołu polskiego gdyż od początku stawiali na Ukraińców.
Po zwolnieniu mnie z austro- węgierskiego wojska w 1916 w nagrodę za zwycięstwo pod Gorlicami doradcy najjaśniejszego pana przypomnieli sobie o mnie i w październiku 1918 roku zrobili szefem sztabu generalnego armii polskiej. Typowa austo- węgierska operetka, ponieważ nie było ani armii polskiej ani tym bardziej sztabu. Zresztą cała ta monarchia waliła się w gruzy. Jednak dla mnie to była pewna szansa. Z Radą Regencyjną utworzoną przez Niemców współpracowałem od samego początku, ciekawe, że wszyscy uważali ich za niemieckich lokai podczas gdy w całym polskim społeczeństwie trudno byłoby znaleźć osoby bardziej nienawidzące Niemców. Dla mnie ich polityka była całkowicie słuszna mimo, ze nie mieli właściwie wpływu na nic. Jednak gdy Niemcy przegrali wojnę ich obecność była jak znalazł. Na stanowisku szefa nieistniejącego sztabu nieistniejącej armii wykonałem ogromna pracę. W parę tygodniu razem z moimi współpracownikami zorganizowaliśmy sztab, ministerstwo spraw wojskowych i organizacyjne podstawy artylerii, kawalerii, piechoty a nawet marynarki wojennej. Pozostało tylko szybko przeprowadzić powszechną mobilizację i można było z niczego stworzyć regularną armię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz