Strony

wtorek, 2 czerwca 2020

Mord w Mucznem - 15 sierpnia 1944


Brenzberg, góra hamulcowa stosowana w kopalniach w sztolniach upadowych, w wyrobiskach, w transporcie górskim i eksploatacji lasów (tzw. kolejka grawitacyjna lub linowo-terenowa)

Jedynymi źródłami dowodowymi mordu dokonanego w Mucznem w leśniczówce zwanej Brenzberg prowadzonej przez leśniczego Franciszka Króla pozostają zeznania świadków. 18 sierpnia na miejscu zbrodni pojawił się niewielki oddział  polskiej samoobrony. Oto relacja jednego z żołnierzy: "Do leśniczówki podchodziliśmy ostrożnie. Dokoła panowała cisza mącona intensywnym brzękiem much. Czasem odezwał się leśny ptak, trzasnęła gałązka... Pierwsze ciała leżały w pobliżu budynku mieszkalnego, a wśród traw i opłotków wciąż znajdowano nowe, razem 74 osoby. Zmasakrowane zwłoki kobiet, mężczyzn i dzieci. Zakrwawione sutanny duchownych i mundury leśników. Wszędzie leżały okaleczone, z odrąbanymi głowami, pozbawione kończyn, ze śladami męczeńskiej śmierci zadanej 2-3 dni temu. Z obawy przed prowokacją zmówiliśmy pospiesznie modlitwę za zmarłych i odeszliśmy".
Inny świadek zeznał, że "w sierpniu 1944 r. Polacy z rodzinami uciekali do lasu na Jasieniów. Później w Sokolikach pojawił się chłopiec, który opowiadał, że 15 sierpnia 1944 r., wracając rankiem zobaczył jak upowcy otaczają leśniczówkę. Potem słyszał ich wrzaski oraz krzyki i płacz ofiar. Chłopiec uciekł do Sokolik, ale dręczony niepewnością o los bliskich powrócił do lasu, gdzie został przez upowców ujęty i zamordowany".
Najważniejszym źródłem jest relacja  Alozjego Wiluszyńskiego, ówczesnego mieszkańca Tarnawy spisana przez  Antoniego Derwicha:
"W marcu 1944 r. z karpackim rajdem zawędrował na Muczne duży oddział partyzantki radziedzkiej Kowypaka. "Dzidek" prowadził ożywioną działalność. Na wspominanej Koniarce działało partyzanckie zrzutowisko i lądowisko "kukuruźników". Jednym z dowódców u Kowpaka był Polak o ps. "Orlik" - działający najczęściej w rejonie Sianki - Borynia. Dowódcą oddziału B był ok. 20-letni radziecki podpułkownik. Kowpakowcy lawirowali dosyć umiejętnie między partyzantką polską a upowcami, starając się nie zadrażniać żadnej ze stron. W połowie czerwca 1944 r. kowpakowcy zaproponowali mi przewodnictwo oddziału szturmowego, który to oddział miał za zadanie zniszczenie niemieckiej placówki w Sokolikach Górskich. Dowódcą tej placówki był Pischerid, który twardą ręką egzekwował wszystkie należności od ludzi miejscowych. Miał 41 podwładnych (kilkunastu grenschutzów, SS-mani i gestapowcy). Szturmować miał batalion Azerbejdżan dowodzony przez Uzbeka i jego politruka. Oddział liczył prawdopodobnie niewiele mniej jak 500 żołnierzy. Przeprowadziłem ich ostrożnie nad wsią Tarnawa i popod Sokolikami aż do budynku straży niemieckiej. Przed północą bojcy zajęli rejon placówki granicznej. Zaraz też po przegrupowaniu sił rozpoczął się szturm. Niemcy jednak nie dali się zaskoczyć i atak się załamał. Napastnicy wycofali się tylko na chwilę i jeszcze raz ruszyli zaciekle przez pole minowe i wreszcie dopadli do muru, gdzie udało im się odpalić minę. Przez wyrwany w ścianie otwór wrzucili najpierw granaty, a potem wskoczyli sami. Wkrótce cała placówka była zdobyta. Padli wszyscy obrońcy w liczbie 42 Niemców.
Zbliżający się front zmusił Kowpaka do odejścia na południe, gdyż zgodnie z założeniami oddział miał działać na dalszym zapleczu. Oddział był dość liczny o czym świadczy fakt, że za okres od marca do sierpnia zjedzono ok. 500 sztuk bydła. Jego liczebność działała dosyć hamująco na działalność UPA skierowaną przeciwko Polakom. Kowpakowcy przygotowując się do odejścia powiedzieli nam, że na Koniarce, niedaleko zrzutowiska jest magazyn z bronią, którą możemy uzbroić spore oddziały samoobrony. Oddział taki, dowodzony przez akowca z Sambora, przetrwał tylko dwa tygodnie i z powodu miażdżącej przewagi UPA uległ samorozwiązaniu. W czasie działalności oddziału wybrałem się samotnie na zrzutowisko, aby odnaleźć magazyn kowpakowców. Czternastostrzałowa, dziewięciomilimetrowa "efenka" i granaty nie na wiele mi się zdały, gdyż już przed Koniarką wpadłem w zasadzkę. Zostałem ostrzelany i tylko przypadkiem udało mi się wybrnąć z biedy.
Przyszedł dzień 15.08.1944 r. We dworze w Tarnawie Wyżnej kwaterował sztab UPA, a we wsi pancerna jednostka niemiecka. Kowpak (dowódca oddziału partyzantki radzieckiej) w tym dniu odszedł z całym oddziałem na południe. W Mucznem, w budynku, który nazywaliśmy "nadleśnictwo" zatrzymało się 74 osoby narodowości polskiej, które uchodziły przed zalewem represji i linią frontu. UPA czując się bezkarnie otoczyła budynek i wszyscy zostali zabici. Było tam dużo kobiet i dzieci. Pastwiono się nad oficerami. Wszyscy chyba mieli odrąbane głowy. Na koniec upowcy zapowiedzieli, że przez tydzień zwłoki mają leżeć nie pochowane - dla ostrzeżenia innych Lachów. W następną noc nad ranem (czyli już 17.08.1944) po kryjomu wróciłem do domu. Musiałem zachowywać jak największą ostrożność, gdyż ludzie wiedzieli o mojej działalności, no i byłem Polakiem. Widok jaki zastałem budził grozę. Po całej mojej rodzinie pozostały tylko plamy krwi a dom splądrowano i obrabowano. Ciał najbliższych wywiezionych do pobliskich wąwozów, nigdy już nie odnalazłem. Z mojej rodziny zginęli rodzice Michał i Emilia, siostra Ewa, Stefania i jej mąż Jan Kochaniec. Tego bestialskiego mordu dokonała bojówka pod dowództwem Iwana Szweda (nadterminowy kapral Wojska Polskiego narodowości ukraińskiej, zam. Tarnawa Niżna). Współwinny zbrodni był pop greckokatolicki Iwan Iwanio, parafia Tarnawa Wyżna. Pop gwarantował mojej rodzinie bezpieczeństwo (jego syn Josef, absolwent Politechniki Lwowskiej był w kierownictwie sztabu UPA). Pop w ten sposób uśpił naszą czujność i wystawił moją rodzinę na śmierć. Nadmieniam, że Iwan Szwed przy pomocy policji ukraińskiej dokonał likwidacji ludności żydowskiej w wąwozie potoku Roztoki - Borsuczyny."

W 2010 roku odsłonięto w miejscu zbrodni głaz pamiątkowy i ustawiono duży, drewniany krzyż. Napis na głazie głosi:

"Pamięci 74 polaków bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów.
W tym miejscu stała leśniczówka, w której schronienia przed terrorem UPA dla swych rodzin szukali polscy leśnicy z doliny górnego Sanu. Wszyscy, wraz z leśniczym Franciszkiem Królem i jego rodziną, ponieśli śmierć w sierpniu 1944 roku.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI
- leśnicy bieszczadzcy
listopad 2009."


Źródło:

Artur Bata, "Bieszczady Szlakiem Walk z bandami UPA", Instytut Pamięci Narodowej – "Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej w latach 1939-1948 w świetle śledztw prowadzonych przez prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej" 

Marek A. Koprowski: Zbrodnie UPA w Bieszczadach (pol.). Kresy.pl, 2010-01-13. [dostęp 2013-11-20].

reż. Michał Kania: Reportaż. Zbrodnia UPA w Mucznem. TV Trwam, 22.04.2017. [dostęp 2019-01-10].

Agnieszka Szczepańska: Leśnicy w służbie Niepodległej. KorsoSanockie.pl, 20.10.2018. [dostęp 2019-01-10].

Wojciech Zatwarnicki. Bieszczadzcy leśnicy postawili pomnik dla pomordowanych przez UPA. [w:] Nowiny24. 19 września, 2010 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz