Strony
▼
środa, 14 sierpnia 2024
Fragmenty nieopublikowanej powieści "Sierpień". Rozdział 3. Rozwadowski (1)
Kości zostały rzucone. Przegramy czy wygramy a właściwie przegram czy wygram bo wszystko zależy od tego jak skonstruowałem plan bitwy. Co będzie jak przegramy? Ojciec mój dowodził oddziałem jazdy w powstaniu styczniowymi nigdy o tym nie opowiadał, może dlatego, że poległ stryj Tadeusz. Ale o bitwie pod Mołożowem jeden z jego żołnierzy opowiedział mi dokładnie. W tamtejszym folwarku zorganizowaliśmy szpital polowy. Musieliśmy się wycofać a wtedy kozacy spalili naszych rannych żywcem. Niedawne informacje od służby sanitarnej świadczą o powszechności takiego postępowania kozaków Budionnego i dzisiaj. Ustrój Rosji się zmienił a obyczaje wcale.
Jeśli ich odeprzemy spadnie na mnie splendor zwycięskiego wodza. Od wieków marzyli o tym wszyscy w mojej rodzinie: Maciej Rozwadowski walczący pod Wiedniem, Kazimierz Rozwadowski, który dowodził brygadą u Kościuszki i dziad Wiktor oraz mój ojciec, bohaterowie kolejnych przegranych powstań. Z tym splendorem to bzdura, ile razy wygrywałem zarówno dla cesarza Franciszka Józefa jaki i dla najjaśniejszej Rzeczpospolitej spotykały mnie za to szykany. Nieważne bo teraz musimy wygrać. Jednak taki jest los zwycięskiego generała. Na początku moja kariera w c.k. armii rozwijała się dobrze. Może dlatego, że jako Polak musiałem być najlepszy. Szkoła wojenna we Wiedniu ukończona z wyróżnieniem i praca w sztabie. Kolejne awanse a tuż przed wybuchem wojny stopień generała.
A potem były Gorlice, mój największy triumf. Koncepcję walca ogniowego rozważałem jeszcze przed wojną. Zamiast walić z armat w jedno miejsce jak robili to wszyscy, należało przesuwać ogień artylerii jak walec przed atakującą piechotą. Łatwo powiedzieć ale żeby nie pozabijać własnych żołnierzy wszystko to należało z zegarmistrzowską precyzją skoordynować. Niewielki błąd w wyliczeniu i własna artyleria zabija setki własnych żołnierzy. Nikt nie chciał brać za to odpowiedzialności. W sierpniu 1914 roku zostałem komendantem XII Brygady artylerii w 12 Krakowskiej Dywizji Piechoty, która w maju 1915 roku ruszyła zdobywać Gorlice. To była okazja, walec ogniowy zrobił wyłom w liniach rosyjskich przez który piechota zajęła miasto. Moskale oczywiście kontratakowali ale powstrzymał ich ogień mojej artylerii. Dostałem za to najwyższe austro- węgierskie odznaczenie Order Marii Teresy, który nadawano jak mówi statut za waleczność i zakończone powodzeniem śmiałe czyny podjęte z własnej inicjatywy, także wykonane bez rozkazu lub wbrew rozkazowi. Oczywiście tylko tym, którzy podejmując owe śmiałe czyny wygrali, w przeciwnym wypadku czekał ich pluton egzekucyjny. Wtedy byłem pewien, że po zajęciu Galicji przez Austro- Węgry zostanę jej namiestnikiem tym bardziej, że szef kancelarii wojskowej cesarza generał Bolfras zapewnił mnie o osobistym poparciu ze strony Najjaśniejszego Pana.. A jednak nie, zrobili namiestnikiem generała Colarda. Działania osób mi przychylnych we Wiedniu nic nie dały. Głównodowodzący arcyksiążę Ferdynand i jego kamaryla skutecznie zablokowali moja kandydaturę. Jak to powiedział ten latrinengeneral Bohm-Ermolii, Rozwadowski to "pełen temperamentu wybitnie stronniczy Polak." Nigdy nie interesowałem się polityką, tą pożałowania godną bijatyką partyjek i stronnictw politycznych. Wówczas jednak zrozumiałem, że polityczne plany wielu Polaków z Galicji w tym moje i mojego ojca o stworzeniu trójnarodowej monarchii austro- węgiersko-polskiej po berłem Habsburgów to mrzonki. Cesarz może i by na to poszedł ale Węgrzy i Niemcy woleli zniszczyć swoje państwo niż pójść na ustępstwa wobec Polaków. Ciekawe kto wymyślił ten idiotyzm: Polak Węgier dwa bratanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz