Strony

piątek, 17 lipca 2020

Uwagi na marginesie wypowiedzi znanych aktorów


gurbiel-monte-cassino



Po raz kolejny znani aktorzy: Krystyna Janda i Marek Kondrat dali publicznie głos. Na to co powiedziała Janda szkoda nawet komentarza gdyż cała jej wypowiedź to po prostu bluzg. Inaczej jest przypadku Kondrata, który co prawda gada głupstwa ale takie do których należy się ustosunkować. Dlaczego nie lepiej wzruszyć ramionami albo ewentualnie puknąć się w czoło? Ano dlatego, że jak wykazały ostanie wybory połowa naszego społeczeństwa myśli tak samo jak on i niestety nie da się tego zignorować. Żeby ich przekonać musimy zrozumieć ich mentalność jakkolwiek by nam się wydawała dziwna.

Kondrat stwierdził miedzy innymi: „Jestem człowiekiem. Kombinuję, że z przypadku jesteśmy w tym miejscu. Reszta to jest to, w co nas wyposaża kultura. Do polskości przywiązuje mnie to, że mogę przeczytać Leśmiana, Tuwima czy Krynickiego po polsku. To jest to. Reszta ustawia mnie w świecie bez piętna flagi i historii.”

Całkowicie zgadzam się z Markiem Kondratem, że znaleźliśmy się tu przypadkowo. Przyszliśmy na świat w tym kraju o fatalnym położeniu geopolitycznym gdzie mówi się w dziwnym, szeleszczącym języku. A przecież równie dobrze mogliśmy się urodzić gdziekolwiek indziej i w innej epoce. Właśnie ta przypadkowość powoduje, że patriotyzm jest najpiękniejszym uczuciem do jakiego zdolny jest homo sapiens gdyż jest ono całkowicie bezinteresowne.

Podobnie jak Kondrat uwielbiam Tuwima i Leśmiana, Polaków z wyboru, którzy osiągnęli mistrzostwo w naszym niepodobnym do niczego języku. Stanowią oni przykład ogromnej siły przyciągania tak pogardzanej przez dzisiejsze elity polskości. Krynickiego nie trawię ale o gustach się nie dyskutuje.

Kondrat nawiązał także do swojej wypowiedzi na Przystanku Woodstock z 2010: „Mówią wam, że Polska jest najważniejsza. Nie wierzcie im. To wy jesteście najważniejsi”. Zgadzam się tylko z drugą częścią tej wypowiedzi, rzeczywiście to młodzi ludzie są najważniejsi bo oni zadecydują o przyszłości tego kraju tyle tylko, że mogą być najważniejsi tylko wówczas gdy Polska będzie dla nich najważniejsza. Tylko w poważnym państwie niezależnym od innych państw czy organizacji obywatel może czuć się ważny i cieszyć się wolnością.

Mickiewiczowski Konrad Wallenrod „szczęścia nie zaznał w domu bo go nie było w ojczyźnie”. Cytat ten wałkowany w szkole średniej jest zwykle mylnie interpretowany jako wyrzeczenie się szczęścia osobistego w imię wyższych celów i brzmi jak typowo romantyczny, napuszony i fałszywy akord. Tak naprawdę chodzi w nim o to, że nie można być szczęśliwym na poziomie indywidualnej egzystencji gdy w każdej chwili może nas ktoś zabić, obrabować i zabić.

Oczywiście jest jeszcze jedna opcja, od polskości, tego jak to pisał Witold Gombrowicz świętego ciemnego co to zdycha i zdechnąć nie może wystarczy uciec zarówno w sensie dosłownym emigrując jak i odcinając się duchowo od wszelkich odmian patriotyzmu. Nie znam jednak nikogo kto dzięki temu stałby się szczęśliwszy. Odrzucenie własnej tożsamości na rzecz jakiejś innej, najczęściej urojonej nigdy nie kończy się dobrze gdyż jest to stan schizofreniczny. To stąd biorą się Polacy nienawidzący polskości, Afroamerykanie z negrofobią czy Żydzi antysemici. Można wyjechać do któregoś z krajów zachodniej Europy ale tylko niektórym zarobki większe niż w Polsce są w stanie zrekompensować dyskomfort wynikający z bycia Niemcem, Francuzem lub Anglikiem nawet nie drugiej lecz trzeciej czy czwartej kategorii ponieważ otwartość „europejskich” narodów to mit.

Podobnie jak Kondrat jestem zagorzałym fanem literatury rosyjskiej w ogólności a Bułhakowa w szczególności. Nie da się ukryć, że tamtejsi pisarze wznieśli się na wyżyny niedostępne dla innych nacji. Chodzi mi nie tylko o Tołstoja czy Dostojewskiego ale także o pisarzy drugorzędnych, wszystkich tych Leskowów i Gribojedowów. Przyczyny tego fenomenu są dwie: przede wszystkim Rosjanie od stuleci żyją w stanie permanentnej katastrofy od najazdu mongolskiego począwszy na komunistach skończywszy. Pisarze, którzy mieli pecha urodzić się w państwie carów lub bolszewików widzieli na oczy rzeczy, które nie śniły się zachodnim intelektualistom. Na ich życie miało to fatalny wpływ ale na ich twórczość wręcz przeciwnie.

Druga przyczyna poziomu literatury rosyjskiej tkwi w samym języku, który pod względem bogactwa leksykalnego bije na głowę nie tylko język polski (co jako patriota stwierdzam z prawdziwą przykrością) ale także angielski czy hiszpański. Jednak patrzenie na Rosję przez pryzmat imponujących osiągnięć tamtejszej kultury a to właśnie proponuje Marek Kondrat jest podejściem skrajnie naiwnym. Co z tego, ze Rosjanie stworzyli wspaniałą literaturę skoro ich doktryna „zbierania ziem ruskich” powstała w XV wieku jest nadal aktualna o czym świadczy między innymi zajęcie Krymu. Jak ktoś nie wierzy to proponuję posłuchać sobie przemówień Władymira Władymirowicza. Kondrat ma całkowitą rację twierdząc, że Rosjanie są szczerzy. Tamtejsi propagandyści, publicyści i oficjele jasno i otwarcie mówią co zrobią i że Polska musi znaleźć znowu w imperialnej strefie wpływów. Problem w tym, że u nas do nikogo to nie dociera a wszelkie głosy rozsądku traktowane są jako potępiana przez Kondrata „rusofobia”.

Kondrat skarży się, że „Rzeczywistość bez przerwy nas zmusza do tego, czy jesteśmy za tym, żeby Krym był po tamtej stronie, czy po tamtej…. Ja nie mówię o tym, mnie to średnio interesuje prawdę mówiąc”. Nie wiem czy ta wypowiedź to zwykła głupota czy tylko naiwne zaklinanie rzeczywistości. Jeżeli nas średnio będzie interesować po której stronie jest Krym to wkrótce trzeba będzie zainteresować się po której stronie jest cała Ukraina a potem rzeczywistość zmusi nas do uświadomienia sobie gdzie my sami się znaleźliśmy i niestety nie będzie to literacka fikcja.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz