Strony

piątek, 18 sierpnia 2023

Fragmenty nieopublikowanej powieści "Sierpień". Rozdział 7. Ochotnik (7)


Obraz z jednostki "Dyneburg"

Zupełne bzdury chodziły mi po głowie gdy tak leżałem razem z innymi a bolszewickie kule bzykały mi nad głową. Zrozumiałem wtedy jak bardzo chciałbym żyć i jak bardzo drogi jest mi ten świat, nawet te suche trawy i rzadkie krzewy wydały mi się niezwykle piękne a z drugiej strony zrobiło mi się strasznie żal, że to może być ostatni widok w moim życiu. Ale najgorsze było poczucie kompletnej bezradności, leżymy, ostrzeliwujemy się ale nie można nic zrobić tylko czekać aż jakaś kula nas trafi. Mijały godziny a my ciągle nie mogliśmy się ruszyć. Nagle posłyszałem głuchy pomruk artylerii ale o dziwo nie od strony bolszewików tylko od naszej. A potem posłyszałem krzyki „hurra”, to nasi zaczęli znowu atakować. No to my też zerwaliśmy się, to co czułem wstając nie da się opisać. Z jednej strony strach taki, że się cały trzęsłem ale jeszcze silniejsze było takie jakieś odczucie, że mogę zrobić wszystko. Było mi wszystko jedno czy mnie zabiją czy nie bylebym mógł atakować. To było przerażające ale i wspaniałe, nigdy wcześniej tak się nie czułem. Strzelałem ale nie wiem czy kogokolwiek trafiłem, po wystrzelaniu całego magazynka biegłem razem z innymi i chciałem atakować bagnetem ale tamci uciekali i nikogo nie dopadłem. Potem po zwycięskim ataku mi przeszła ale mimo, że byłem strasznie zmęczony to długo nie mogłem spać. A to dziwne uczucie, że mogę robić absolutnie wszystko będę pamiętał do końca życia mimo, że pewnie nic takiego już mi się nie przydarzy.

Gdy skończyła się bitwa zaczęto znosić rannych, niektórzy wołali rozpaczliwie o pomoc i krzyczeli z bólu, inni byli nieprzytomni, niektórzy nie ruszali się ale wodzili oczami jakby nie mogli pojąć co się z nimi stało. Idąc do ataku pewnie odczuwali to samo co ja, wydawało im się, że są niezniszczalni a teraz muszą wrócić do normalnego świata pełnego krzyku i bólu. Sam się dziwiłem, że nie jestem między nimi, jakimś cudownym trafem nie zostałem nawet draśnięty chociaż w pewnym momencie wydawało mi się, że zostałem trafiony gdy strzelał do mnie bolszewicki żołnierz. Zaraz się jednak przewrócił trafiony przez kogoś z naszych. Pewnie nawet nie wystrzelił tylko się złożył do strzału a moja wyobraźnia dokonała reszty.

A potem przyszła kolej na poległych. Wcześniej widziałem wielokrotnie zmarłych żołnierzy. Na cmentarzu w moim miasteczku w lipcu 1914 roku pochowano poległych Polaków służących w armii carskiej. A potem gdy nastali Niemcy pojawiły się u nas oddziały Legionów Polskich Piłsudskiego. Jeden z legionistów ciężko zachorował i zmarł. Pamiętam dokładnie jego pogrzeb bo z miejscowej ludności brało w nim udział tylko kilku harcerzy. Było to bardzo przykre ale nie dziwiłem się bo okupacja niemiecka była wyjątkowo uciążliwa a legioniści walczyli po ich stronie. Mój ojciec to skomentował mówiąc, że kacapy i szkopy to dla nas jedna zaraza, najlepiej gdyby się wzajemnie wszyscy pozabijali a już największa głupota z możliwych jest abyśmy się my Polacy w to mieszali.

Jednak tutaj na pobojowisku pod Ossowem polegli wyglądali inaczej, leżeli nie równo jak na cmentarzu ale w różnych pozach, niektórzy powykręcani, inni skurczeni jakby się kulili z bólu przed śmiercią, jeszcze inni spoczywali na wznak i mieli twarze jakby spali. Zrozumiałem wtedy słowa pieśni: Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas Panie! Od nagłej i niespodziewanej śmierci, zachowaj nas Panie! Wszyscy ci polegli jeszcze niedawno żyli, mieli jakieś plany i marzenia a teraz nagle zostali stąd wyrwani i są teraz nie wiadomo gdzie. Pewnie wąsaty anioł- sierżant z Ochotniczej Armii Michała Archanioła spisuje teraz ich personalia. A to co z nich zostało tutaj składane jest w równych rzędach. Wśród poległych, których twarze przykryto sosnowymi gałęziami zauważyłem zwłoki księdza w sutannie. To bardzo dziwne ale jego komża była nadal biała a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz