Strony

poniedziałek, 16 listopada 2020

O pożytkach z lektury "Dziennika roku zarazy" Daniela Defoe

 Daniel Defoe – Wikipedia, wolna encyklopedia

Daniel Defoe


Historia sprawia wrażenie kompletnego chaosu, ważne wydarzenia spadają na ludzi jak grom z jasnego nieba. Trudno dociec ich skutków i przyczyn. Dopiero spojrzenie z perspektywy co najmniej paru stuleci pozwala dostrzec w pozornie nie związanych ze sobą faktach jakieś stałe elementy. Jednym z nich są powracające zarazy dziesiątkujące ludność Europy, które każdorazowo są szokiem dla jej mieszkańców. Wynika to z przekonania, że jakoś to będzie, że jakoś to się wszystko się ułoży a nas akurat nic złego spotkać nie może. Jest to tym bardziej zdumiewające, że historia naszego kontynentu jest dokładnym potwierdzeniem prawa Murphy'ego: co mogło pójść nie tak to poszło. Wbrew temu co nam od dwudziestu lat rozmaici mędrcy wbijali do głowy historia nie tylko się nie skończyła ale zaczęła się toczyć z rosnąca szybkością i nie biegnie ona ku świetlanej przyszłości ale powraca w doskonale nam znany nurt. Po wielu latach względnej prosperity i pokoju znowu znajdujemy się w scenerii rodem z dawno zapomnianej przeszłości. 
Po zarazie w Arenach w 430 p.n.e. Tukidydes napisał "Wojnę Peloponeską", po zarazie we Włoszech w 1348 roku Giovanni Boccaccio napisał "Dekamerona", po zarazie w Londynie w 1665 roku Daniel Defoe napisał "Dziennik roku zarazy". Kto i co napisze po epidemii 2020 roku? Nie wiemy ale jak coś wartościowego powstanie to będziemy to czytać. Na razie wszystkim zmuszonym do przymusowej bezczynności polecam wyżej wymienione pozycje. Jeśli ktoś interesuje się problemami polityki globalnej a w szczególności starciem mocarstwa lądowego z morskim na co się niestety znowu zanosi to nie ma dla niego lepszej lektury od dzieła Tukidydesa, które nic nie straciło ze swojej aktualności. Złaknionych rozrywki a równocześnie znudzonych monotonną i kiepską pornografią typu iluś tam twarzy Greya zadowoli "Dekameron", który oprócz sprośności oferuje ciekawie napisane opowieści. Jeśli jednak ktoś chciałby wiedzieć jak może wyglądać świat opanowany przez zarazę to dokładny opis takiej sytuacji znajdzie w "Dzienniku roku zarazy" Daniela Defoe. 

Czy dzieło Defoe może być przydatne dla nas dzisiaj skoro śmiertelność u londyńczyków zakażonych dżumą w 1665 roku wynosiła 80 procent podczas gdy choroba wywołana koronawirusem ma w 80 procentach przypadków dość łagodny przebieg? Uważam, że tak, ponieważ pomimo zdecydowanie mniejszej ilości zgonów w porównaniu z dotychczasowymi epidemiami o zasięgu globalnym zachowania społeczne związane z zarazą wykazują zdumiewające podobieństwo bez względu na epokę. Świadczy to o tym, że w ciągle zmieniających się okolicznościach historycznych natura ludzka jest niezmienna. Rozwój techniki daje nam jedynie złudzenie postępu podczas gdy tak naprawdę w obliczu zagrożenia i śmierci niczym nie różnimy się od ludzi żyjących w starożytności, średniowieczu czy na przykład w XVII wieku. 

„Dziennik” to w swojej zasadniczej części skrupulatnie napisany raport policyjny oszczędny i suchy, operujący konkretnymi faktami i danymi statystycznymi. To także wnikliwe studium socjologiczne. Autor stara się unikać moralizowania i stawiania ocen a nastrój grozy towarzyszącej masowym zgonom uzyskuje jedynie przez ich pozbawiony emocji opis. Jeśli jednak znajdziecie w jego tekście jakąś wstawkę moralizatorską to jest ona zawsze celna. Jak na przykład ta: "Ale powtórzę to ponownie, niewątpliwie śmierć pojedna nas wszystkich; z tamtej strony grobu, wszyscy będziemy znowu braćmi. W niebie nie znajdziemy ani uprzedzeń, ani skrupułów; będziemy mieli jedną zasadę i jedną opinię. Dlaczego nie możemy iść razem tam gdzie połączymy nasze serca i dłonie w doskonałej harmonii i sympatii, powtarzam, dlaczego nie możemy uczynić tego tutaj. Nie powiem nic więcej gdyż nie mam na to odpowiedzi i pozostaje mi jedynie rozpacz". 

Aby jednak czytelnika nie zniechęcić Defoe co pewien czas wplata do swojego raportu wyraziście opisane dłuższe i krótkie scenki rodzajowe, historie poszczególnych osób oraz krótsze i dłuższe opowiadania. Jego mistrzostwo polega na tym, że wyczuwa on w którym momencie lektury czytelnik mógłby być znudzony suchym opisem i wstawia tam jakąś ciekawą historyjkę. Z kolei gdy czytelnik mógłby mieć dosyć opisów zbiorowej śmierci autor rozładowuje nastrój pełną makabrycznego humoru opowieścią o kobziarzu żywcem wrzuconym do zbiorowej mogiły. W momencie gdy najbardziej odporny czytelnik nie jest w stanie podołać kolejnym opisom śmierci i rozpadu społeczeństwa pojawia się pełne zwrotów akcji przygodowe opowiadanie o dwóch braciach i ich krewnym. Jednak go ulubiony chwyt narracyjny autora to wstawianie w każdym rozdziale danych statystycznych pokazujących rosnącą skale zgonów. To robi wrażenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz