Strony

piątek, 25 grudnia 2020

Ksiądz Skorupka o forsownym marszu (Fragmenty nieopublikowanej powieści )

 
























Polski plakat propagandowy z 1920

Gdy zostałem kapelanem na Pradze miałem odpowiedzi na wszystkie pytania, teraz nie mam odpowiedzi na żadne. Zawsze szczegółowe rozmyślania o świecie w którym przyszło mi żyć dawały mi pociechę i utwierdzały w pewności, że moje powołanie kapłańskie jest właściwym wyborem. A teraz im więcej myślę tym więcej mam wątpliwości a zamiast pociechy pojawił się niepokój. Już jako mały chłopiec chciałem być kapłanem, rodzice przewidywali dla mnie inny rodzaj kariery ale w wieku 16 lat postawiłem na swoim i wstąpiłem do seminarium a teraz jasno widzę jak daleko jestem od ideału kapłaństwa. Czy to co teraz robię jest dla mnie wystarczającym usprawiedliwieniem? Dzisiaj od rana szliśmy forsownym marszem, założyłem sutannę tak aby wszyscy widzieli iż jestem sługą Bożym a więc człowiekiem głoszący istnienie, działanie Boga. Lecz jakże mogę głosić Twoje istnienie gdy pozbawiłeś mnie cnoty męstwa. Każdy wybuch artyleryjski gdzieś tam daleko za horyzontem wprawia mnie w drżenie. Starałem się tego nie pokazywać po sobie ale strach swoim diabelskimi zębami targa mi trzewia. Chłopcy reagują podobnie. Maszyna do mięsa zwana polem bitwy była jeszcze daleko od nas ale nasze ciała i niestety też dusze wiedziały, że zostaniemy przemieleni w krwawe strzępy. Żeby dodać jakoś ducha bardziej chyba sobie niż moim chłopcom zaintonowałem pieśń: 


Spod znaku Maryi

zwycięski my huf,

błogosław nam, Chryste, na bój.

Stajemy jak ojce,

by służyć Ci znów,

My, Polska, my, naród, lud Twój!

Obie kompanie dziecięcej krucjaty podjęły ją, najpierw słabo i niechętnie a potem głośniej. Na chwilę udało sie zagłuszyć przytłumioną kanonadę ale gdy skończyliśmy diabelskie szpony w moich trzewiach zacisnęły się jeszcze bardziej. Około południa dobrnęliśmy do Ząbek, zarządzono postój. Na wzgórzu jest tam mały drewniany kościółek, odprawiłem mszę świętą. Starałem się aby moje kazanie wypadło jak najlepiej. Uchodziłem za świetnie zapowiadającego się kaznodzieję. Wiedziałem, że nawet banalne i wielokrotnie powtarzane zwroty robią wrażenie na słuchaczach gdy mówi się je ze szczerym przekonaniem. Niestety ja go nie miałem, cały czas wydawało mi się, że w ten niewielki kościółek wymierzone są wszystkie działa rosyjskiej armii. Jedna chwila i zostaną z nas tylko krwawe plamy i drzazgi. Powiedziałem jednak mówiąc głośno i z mocą, że czekają nas jeszcze ciężkie ofiary, ale niezadługo -piętnastego, w dzień naszej Królowej, losy odwrócą się w naszą stronę. Nie wiem czy przekonałem słuchaczy, siebie raczej nie. Na koniec zaśpiewaliśmy pieśń wzywającą pomocy Maryi:

Gdy naród jest w potrzebie,

by zwalczyć antychrysta,

Przybądź z pomocą z Nieba,

Łaskawa Matko Przeczysta!

Nie wiem, czy pomoże ona w ostatnich chwilach prowadzonym przeze mnie dzieciom. Mam nadzieję, że tak. A potem znów forsowny marsz zapyloną drogą przez Rembertów w kierunku Ossowa, nawet nie próbuję zaintonować jakiejś pieśni, maszerujemy już 14 godzinę, nieprawdopodobnie zmęczeni i coraz bardziej zobojętniali na wszystko. Wreszcie około 20 dotarliśmy do Leśniakowizny jakieś dwa kilometry od Ossowa. 16-17 letni żołnierze wreszcie mogą odpocząć w stodołach pełnych siana. Powiedziałem, że przed snem wspólnie się pomodlimy. Odszedłem na chwilę aby pomodlić się w samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz