Strony

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Ochotnik o bitwie (Fragmenty nieopublikowanej powieści)

 

Kliknij, aby powiekszyc
Defilada artylerii przeciwlotniczej - 75 mm armaty Schneider wz. 1897 zamontowane na samochodach De Dion Bouton.


Najpierw z daleka usłyszeliśmy dziwny odgłos coś jak głuchy pomruk gdzieś z daleka, to był odgłos artylerii. Cała radość z nas momentalnie wyparowała. U nas w kościele wisi obraz przedstawiający Sąd Ostateczny. Ponoć to kopia bardzo znanego dzieła hiszpańskiego malarza. W dolnej części obrazu namalowano przerażającego potwora o wybałuszonych oczach i niezwykle szerokiej i uzębionej paszczy do której spływał strumień ludzkich ciał. Wyobraziłem sobie, że tam za horyzontem czeka na nas taki potwór aby zemleć wszystkich w swojej przepastnej paszczy z której wydobywa się słyszany przez nas dźwięk. Odgłosy armat spowodowały u moich kolegów bardzo różne reakcje. Kilku uklękło i zaczęło się głośno modlić, inni zaczęli się z nich wyśmiewać niekiedy w bardzo ordynarny sposób. Podejrzewam, że ci, którzy popisywali się grubiaństwem pewnie bali się jeszcze bardziej niż ci modlący i usiłowali to w ten sposób ukryć. Ja też się modliłem ale po cichu i gdy tak szliśmy na spotkanie potwora-ludojada zacząłem powtarzać w kółko „Ojcze Nasz” i „Zdrowaś Mario”.

Zauważyłem, że strach jest gdzieś poza nami i nagle spada na nas jak trująca, paraliżująca chmura tak jakby potwór przed pożarciem nas chciał człowieka sparaliżować i doprowadzić do szaleństwa. Widziałem przypadki gdy mu się to całkowicie udało, były to grupy żołnierzy z wycofujących się i rozbitych oddziałów, obdarci, częstokroć ranni poruszali się całkowicie zobojętniali wobec otaczającego świata. Gdy potworowi uda się opanować umysł człowieka a często czyni to znienacka to efekt zawsze jest taki sam. Wszyscy wpadają panikę, rzucają broń, zaczynają bez sensu biegać pod obstrzałem a ci, którzy to przeżyją zamieniają się potem w bezwolne, apatyczne istoty.

Oprócz cichej modlitwy na potwora jest tylko jeden wypróbowany przez żołnierzy sposób, który odkryłem dość szybko. Należy po prostu całą siłą woli koncentrować się na najprostszych czynnościach tak jakby po za nimi nic się liczyło. Podczas bitwy należy uważnie obserwować co robią koledzy i gdzie jest wróg, skąd lecą kule i co najważniejsze jakie polecenia wydają dowódcy. Tutaj władza potwora nie sięga, wystarczy jednak tylko przez chwile oderwać się od tego co robimy i on już jest w naszej głowie i trzewiach.

Zalegliśmy pod ostrzałem, złowieszczy terkot bolszewickiego ckm-u, odzywał się co chwilę raz krócej raz dłużej. O wstaniu nie było nawet mowy, widziałem żołnierza, który w panice zerwał się na nogi i próbował uciekać ale zamiast tego odtańczył dziwny taniec kręcąc się w kółko w rytm upiornej muzyki karabinu maszynowego, która położyła kres jego życiu. Mój kolega Tolek, który maszerował obok mnie zginął trafiony serią pocisków jak tylko wyszliśmy ze wsi. To był bardzo wesoły chłopak, w czasie marszu umilał nam czas opowiadając dowcipy. Potrafił także naśladować głosy ptaków, już po bitwie gdy podczas marszu usłyszałem trel słowika to pomodliłem się za jego duszę.

Nie wiem jak długo leżeliśmy tak pod ostrzałem, na pewno wiele godzin. Różne głupie myśli przychodziły mi wtedy do głowy. Najpierw pomyślałem o Tolku, którego już nie ma a skoro tak to gdzie teraz jest, kim jest i czy tam gdzie jest też naśladuje głosy ptaków. A potem przyszło mi do głowy, że równie dobrze to ja tam mogłem leżeć z przestrzelona głową a Tolek zastanawiałby się gdzie jestem. Ksiądz mówił, że jest to miejsce, którego oko ludzkie nie widziało ale ja potrafiłem je sobie doskonale wyobrazić. Gdybym umarł jako dziecko gdy chorowałem na koklusz to piękny anioł ze skrzydłami, taki jak na obrazku, który wisiał w moim pokoju wziąłby mnie za rękę i zaprowadził do raju gdzie byłoby mnóstwo słodyczy i zabawek. Ale teraz jestem żołnierzem i będzie to wyglądać zupełnie inaczej. Po śmierci pewnie trafię na komisję, która będzie wyglądać dokładnie tak samo jak ta na Cytadeli, miejsce też będzie przypominać potężną twierdzę. Wyobrażam sobie, że gdy trafi mnie pocisk (mam nadzieję, że celnie a nie tak jak tego chłopca, który leży tam dalej z rozerwanymi trzewiami i coraz słabszym głosem woła: mamo, mamo) to znajdę się w kolejce rozebranych do pasa i czekających na decyzję. Stojący przede mną chłopak o sympatycznej twarzy odwraca się do mnie i pyta skąd tu trafiłem. -Osowiec, seria z karabinu maszynowego-mówię. –A ja znad Wieprza, nawet nie wiem kiedy mnie trafili, pamiętam tylko jak mnie kładli na stole operacyjnym- on na to. Wtedy podszedł do nas żandarm i wywołał mojego rozmówcę każąc mu iść z sobą. –No, tak pewnie lekarzom się udało i za wcześnie się zjawił, farciarz jeden, jak mnie trafił szrapnel to nawet nie było co zbierać-skomentował to żołnierz stojący za mną.

Wreszcie podchodzę to stołu za którym siedzi starszy pan z siwą bródką w mundurze z dystynkcjami majora i białym kitlu. Przygląda mi się uważnie znad binokli i pyta czy grzeszyłem? Odpowiadam mu, że nie. Wtedy on się pyta czy nie zgrzeszyłem czasem myślą. Widzę, że to nie żarty i odpowiadam szczerze, że i owszem. Kiwa głową, potem bierze do ręki chemiczny ołówek, zanurza go w szklance z wodą i wypisuje mi na piersi duża literę A.

Rozglądam się i widzę, że tych z A jest mniej więcej tyle co tych z B. Podchodzę teraz do kolejnego stolika, gdzie wąsaty sierżant spisuje personalia wszystkich z A. Gdy dowiaduje się, że trafiłem tu prosto z Osowca kiwa głową z zadowoleniem i mówi, że potrzebują tu takich. Mówię mu, że nie wiedziałem, że tu też jest wojsko. Popatrzył na mnie jak na głupiego i naskoczył na mnie.-A wyście żołnierzu nigdy nie słyszeli o Archaniele Michale? Durniście czy co? A może myślicie, że Sąd Ostateczny to tak się sam dokona, raz dwa i po wszystkim co? Marsz do koszar i nie zadawać mi tu więcej głupich pytań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz