Strony

środa, 14 kwietnia 2021

kol. Dobra pow. Łuck: Ukraińcy zamordowali 17 Polaków (8.04.1943)

 Kliknij, aby powiekszyc

Łuck. Panorama miasta od strony rzeki Styr

kol. Dobra pow. Łuck: Ukraińcy zamordowali 17 Polaków jadących do kościoła odbyć spowiedź wielkanocną, głównie młode dziewczęta i chłopców; ofiary były powiązane drutem, bite, miały wyłupane oczy, zdarte paznokcie, a dziewczęta obcięte piersi (W. i E. Siemaszko..., s. 589) (8.04.1943)

Wiosną 1944 r. przez bandy UPA zostały zamordowane m. in. osoby: Stanisław Sawicki, Stanisław Bykowski - gajowy, Anastazja Bykowska, Antonina Ostrowska, Czesław Sawicki.
Ze wspomnień nieżyjącego już Zbigniewa Ostrowskiego. Przysłała córka Dorota Ostrowska.
Rodzina Ostrowskich mieszkała na wsi, Ojciec prowadził 7ha gospodarstwo rolne. Przed wojną cały czas był sołtysem całej wsi. Był wzorowym gospodarzem, pamiętam, że swoje plony woził gdzieś na wystawy rolne.
Przed Wojną zacząłem chodzić do szkoły podstawowej. Chodziłem nawet do …. klasy (może 3-ciej, dopisek żony). Wiem, że szkoła była 7 klasowa i były nauczane języki obce. Osobiście pamiętam, że uczyłem się języka niemieckiego. W 1939 roku przejścia rosyjskiego wojska nie pamiętam. Wiem, że najstarszego brata Władysława zabrali do rosyjskiego wojska, bo pamiętam go w rosyjskim mundurze wojskowym jak był na przepustce w domu. W roku 194… widziałem przemarsz niemieckiego wojska pancernego, bo byli u nas na podwórzu jakimś pancernym autem. Potem poszli dale na wschód. Działań wojennych z 1939r jak wojska rosyjskie napadły na Polskę i później jak Niemcy napadli na Rosję nie pamiętam, ale chyba działań frontowych u nas nie było. Byłby spokój gdyby nie Ukraińcy. Najpierw z naszej wsi zamordowali paru ludzi, złapali ich w lesie na robotach i po prostu zarżnęli (wg źródła: Władysław Filar, „Przebraże bastion polskiej samoobrony na Wołyniu”, Warszawa 2007, ok. 9 kwietnia 1943 roku zamordowano 11 osób, które szły do kościoła w Dermance na spowiedź wielkanocną. Później zorganizowane bandy ukraińskie mordowały i paliły dookoła i naszą wieś też. My na noc uciekliśmy do zaprzyjaźnionych Ukraińców na wsi ukraińskiej Jaźwiny za rzeką i widzieliśmy z daleka jęzory ognia jak zabudowania naszego gospodarstwa się palą. Spalili całą wieś, a ludzie pouciekali do lasu. My młodzi i dzieci z dobytkiem i krowami uciekaliśmy nawet z tej ukraińskiej wioski, bo mogliby tam przyjść i nas i ich wymordować, a wieś spalić. Ojciec i dwóch starszych braci (Marian i Józef?) byli w samorzutnej obronie wsi i dobytku swojego i innych mieszkańców. My uciekliśmy wtedy na wieś Przebraże, gdzie już była zorganizowana samoobrona wsi. Zamieszkaliśmy tam w stodole u jakiś gospodarzy, ale tam było tylu uciekinierów, takich jak my i z innych wiosek, że musieliśmy przenieść się do pobliskiego lasu i zamieszkać w wykopanych tzw. ziemiankach, inni w szałasach skleconych z byle czego. Po jakimś czasie Ojciec zbudował w lesie jakąś chatynkę i właśnie w niej mieszkaliśmy do końca Wojny. Pamiętam 1944r. tyranię wojska rosyjskiego jak przechodziło przez nasz las. Szli normalnie do ataku, ale działań wojennych nie było, bo przecież wieś Przebraże działała w samoobronie i nie było w niej ani Niemców, ani Ukraińców. Jak zaznaczyłem mieszkaliśmy tam do końca Wojny i do ewakuacji do Polski. W międzyczasie podczas zamieszkiwania w lesie na Przebrażu, bracia Józef i Marian należeli do oddziałów samoobrony Przebraża. Bronili wioski oraz chodzili na wypady na wioski i oddziały ukraińskie, niejednokrotnie wracali z łupem ukraińskim lub odbitym własnym - polskim, który Ukraińcy zrabowali Polakom. Wokół Przebraża nie było całej wioski, wszystkie wsie były spalone, ludzie wymordowani albo pouciekali na inne wioski, gdzie była zorganizowana samoobrona. Dziś na miejscu tych wiosek jest step, same ugory, jak opowiadają ludzie, Polacy, którzy z narażeniem życia czasami odwiedzają swoje wsie i swoje miejscowości, ale niczego tam już nie ma, same pustkowia i zburzone cmentarze, poprzewracane krzyże. Czasami na wsi został spróchniały krzyż misyjny na środku wsi, którego Ukraińcy bali się ruszyć i zniszczyć.
W roku 1945 zostaliśmy ewakuowani do Polski, gdyż te wschodnie ziemie na mocy układów dostały Rosji.
Ewakuowani zostaliśmy z całym biednym dobytkiem co żeśmy mieli. Rodzina dostała tzw. Towarowy (bydlęcy) wagon. Załadowano do niego zwierzęta, tzn. konie, krowy, świnie, chyba jakiś drób, po drugiej stronie wagonu rozmieszczono wszystko co żeśmy mieli, jakieś meble, ubrania, garderobę, pościel, pierzyny, poduszki oraz artykuły spożywcze tzn. mąkę, ziemniaki, chleb, inne artykuły i wodę. W osobnym kącie był pokarm dla zwierząt. Wszystko to i ludzie, mieścili się w jednym wagonie. Mieliśmy przydział ewakuacyjny do Hrubieszowa, a zawieźli nas na Żuławy, nie wiem jak długo jechaliśmy, ale to musiały być tygodnie, bo pamiętam zawsze długie postoje na stacjach lub przy rozjazdach, ze względu chyba na pierwszeństwo przejazdu taboru wojskowego.
Na Żuławach we wsi Dębina wzięliśmy w posiadane z innymi rodzinami gospodarstwo rolne Folwark chyba paruset hektarowy, kiedyś, ale teraz każda rodzina dostała w posiadanie tyle ile miała na karcie ewakuacyjnej. W jednym domu mieszkało nas 5 rodzin, zabudowania gospodarcze również zostały podzielone na wszystkie rodziny. Każdy gospodarzył indywidualnie, a folwark był przystosowany do jednego dużego gospodarstwa, dlatego też dla małych indywidualnych gospodarzy te zabudowania były niewygodne i nieprzystosowane. Jedna stodoła, a wielu gospodarzy. Większe maszyny traktory, pługi wieloskibowe zostały zarekwirowane przez państwo i zabrane. Zresztą, do konika i tak taki wielki pług się nie nadawał.
W roku 1946 wrócił brat (Władysław) z Wojny i jako osiedleniec wojskowy otrzymał gospodarstwo rolne w Pieszycach (obecnie woj. Dolnośląskie). Po odnalezieniu rodziny sprowadził ją do Pieszyc, bo tu były jeszcze wolne gospodarstwa. Akt ewakuacyjny został przeniesiony do Pieszyc na mniejsze gospodarstwo indywidualne, już bez wspólników do zabudowań mieszkalnych i pomieszczeń gospodarczych. Tym sposobem cała rodzina z kresów wschodnich zamieszkała w Pieszycach. W Pieszycach na ul. Zamkowej objął też gospodarstwo rolne nasz brat stryjeczny (Albin), co ciekawe to on na tym gospodarstwie pracował cały czas będąc od 1939 roku jako żołnierz w niewoli niemieckiej i po Wojnie otrzymał to gospodarstwo w posiadanie. Tu na Dolnym Śląsku zamieszkały tylko dwie rodziny Ostrowskich, na ul Świdnickiej 51 i na Zamkowej 33. Reszta rodziny z transportu ewakuacyjnego zamieszkała na wsiach na Żuławach lub w Malborku, zależało to od statusu społecznego człowieka. Inny transport, późniejszy z tamtych okolic znalazł się pod Namysłowem, Bierutowem i w okolicznych wioskach. Dzisiaj po latach nawet trudno odnaleźć korzenie drzewa genealogicznego całej rodziny, tak jest rozproszona, nawet po Świecie. Prawdopodobnie można ich znaleźć w woj. Gdańskim, Olsztyńskim, Słupskim, Zielonogórskim, Opolskim i Dolnośląskim. Mimo usilnych starań w celu znalezienia wszystkich korzeni jak na razie nie udało mi się tego dokonać.

Zbigniew Ostrowski, ur. 25.03.1933r w kolonii Dobra pow. Łuck woj. wołyńskie. Imię ojca: Florian, imię matki Bronisława z d. Marcinkiewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz