Nie
żyje Robin Wiliams co wzbudziło cała masę durnych komentarzy,
rzecz niby zrozumiała w przypadku nagłego odejścia kogoś sławnego
ale jednak mocno irytująca. Nie wiem jakim człowiekiem był
Wiliams: dobrym, złym, świrem, nałogowcem czy wrażliwcem i
niewiele mnie to obchodzi gdyż dla mnie zawsze pozostanie
nauczycielem ze Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Grzebanie się w
życiu wybitnego artysty (a zmarły aktor był niewątpliwie mistrzem
w swoim fachu) nie ma najmniejszego sensu gdyż można być genialnym
twórcą a równocześnie obleśną kreaturą na co przykładów
jest aż nadto. Nie rozumiem też absurdalnych rozważań i dociekań
co było przyczyną samobójczej śmierci Wiliamsa, jakie to ma do
cholery znaczenie czy była ona efektem depresji chwilowej czy też
może przewlekłej wzmocnionej gorzałą i dragami. Niestety ważne
jest tylko to, że nie poznamy nowych ról świetnego aktora.
Cały
ten obłęd polegający na roztrząsaniu przyczyn samobójstwa kogoś
znanego jest nie tylko obrzydliwy ale może być tez groźny.
Chciałbym zwrócić jednak uwagę na pewien aspekt fenomenu
samobójstw a mianowicie na ich zaraźliwy charakter przypominający
epidemię w której rozszerzaniu główny udział mają media.
Syndrom Wertera to mechanizm doskonale znany psychologom,
polega on na tym, że po każdym nagłośnionym przez media
samobójstwie wzrasta liczba osób, które targnęły się na swoje
życie. Jeżeli w prasie pojawia się wzmianka o śmierci kogoś
znanego przez np. powieszenie to należy się spodziewać, że
pojawią się podobne przypadki w tej samej grupie wiekowej oraz że
zostanie zastosowana ta sama metoda rozstania się ze światem. Dawid
Philips nazwał to trafnie naśladowczą śmiercią
samobójczą.
W
niektórych krajach wyciągnięto z tego wnioski i wprowadzono
embargo na artykuły dotyczące samobójstw. U nas niestety nikt się
tym nie przejmuje. Głośne przypadki samobójstw wśród młodzieży
były szeroko nagłaśniane. Autorom artykułów przyświecają
pewnie jak najlepsze intencje, chodzi o odstraszenie ewentualnych
samobójców. Niestety efekt podobnych publikacji w necie może być
odwrotny od zamierzonego. Sam napisałem artykuł o zbiorowym
samozagładzie sekty Jonesa, nie sądzę jednak, żeby znaleźli się
naśladowcy. Natomiast wcale nie byłbym pewien czy komuś po
artykule o śmiertelnym zatruciu dragami nie przyjdzie podobny
pomysł do głowy.
W
Polsce powinien pojawić prawny zakaz publikacji w mediach
traktujących o przypadkach samobójstw. Powinny być one analizowane
jedynie w prasie naukowej do której dostęp siłą rzeczy jest
bardziej ograniczony. Jeżeli teoria Philipsa jest słuszna a
przemawiają za nią dane statystyczne to coś trzeba w tej sprawie
zrobić. Co do jednego uczeni mają rację: rzeczywiście mamy
lawinowy wzrost samobójstw. Najpierw media wałkują sprawę
jakiegoś głośnego przypadku a wkrótce potem pojawiają się
kolejni naśladowcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz