Strony

wtorek, 20 kwietnia 2021

Boremel pow. Dubno: Ukraińcy zamordowali 10 Polaków (9.04.1943














Boremel, miasteczko, siedziba gminy, 1935 r. Zdjęcie Koła Sportowego przy Szkole Powszechnej. W pierwszym górnym rzędzie stoją obok siebie morderca i ofiara: od lewej na tle pnia drzewa w mundurku bez czapki przyszły szef Służby Bezpeky OUN-UPA w Boremlu Fedor Rojuk, obok niego w szkolnej czapce Stanisław Marmucki, zamordowany 9 kwietnia 1943 r. podczas napadu UPA na Polaków w Boremlu. Pośrodku górnego rzędu w białej koszuli i krawacie opiekun Koła Jerzy Zinkiewicz, ojciec dwu zamordowanych w tym dniu córeczek. Ze zbiorów W. i E. Siemaszków (dar dra Wadiusza Kiesza).



Boremel, gmina Boremel – miasteczko i wieś, zamieszkane przez 2 tys. Żydów (do 1942 r., kiedy zostali wymordowani przez Niemców), kilkuset Ukraińców i około 40 Polaków. Pod koniec lutego 1943 r. kierownik tartaku inż. Mikołaj Masłowski oraz kierownik młyna w Boremlu Stanisław Jabłoński zostali uprowadzeni przez Ukraińców, podających się za policjantów z Dubna. Po kilku tygodniach ciała obu mężczyzn, powiązane drutem kolczastym, wyłowiono ze Styru. Wdową Heleną Masłowską zaopiekował się pracownik tartaku, Ukrainiec Hołod. „A żona jego – wspomina Masłowska – była »sotnyczką« w ich bandzie. Hołod pocieszał mnie i powiedział, żeby być spokojną, a gdy dowie się od żony, że na mnie przyszła kolej, da mi znać. Rzeczywiście, ostrzegł mnie, zdążyłam na czas wyjechać […] w kwietniu przed Wielkanocą do Łucka”. 9 kwietnia 1943 r. upowcy zamordowali 10 Polaków. Uratowali się m.in.: Franciszek Marmucki i jego synowa Maria z małym dzieckiem, których ukrył Ukrainiec, diakon Chomicki, i wywiózł pod Siergiejówkę (gm. Czaruków, pow. łucki), oraz rodzina Wernerów, która została w ostatniej chwili uprzedzona przez sąsiada, Ukraińca Imbirowskiego, i zdążyła wyjechać. Z życzliwością ze strony Ukraińców wielokrotnie spotkała się rodzina lekarza Michała Kiesza. Jego syn Wadiusz został dwukrotnie ostrzeżony przez szkolnych kolegów, Sławkę Wozniuka oraz braci Mirona i Michała Wołków. Po wyjeździe Micha- ła i Wadiusza Kieszów w czerwcu 1943 r. do Łucka, nauczyciel Ukrainiec Ostalski ostrzegł pozostałą w Boremlu żonę doktora, że cała rodzina jest w niebezpieczeństwie. Aleksandra Kiesz postanowiła dołączyć do męża. Zwróciła się o pomoc Matwija Tokara, który zorganizował oddział partyzancki, włączony z czasem do UPA. „Doradził mamie – pisze Wadiusz Kiesz – żeby wyjechała przed świtem, inną, mało uczęszczaną drogą, częściowo przez jego teren, by w ten sposób ominąć wieś Złoczówkę. [...] dał mamie przepustkę – zwinięty misternie listek bibułki od papierosów, przypieczętowany czerwonym lakiem i odbitym spodem naboju od pistoletu. Powiedział – to nie zaszkodzi, a w Łucku proszę to zniszczyć i nikomu nic nie mówić”. Oprócz Chomyckiego i Imbirowskiego o planowanych napadach uprzedzali Polaków – ratując im życie – także inni Ukraińcy: Aleksander Mełnyczuk, Miron Wołk i Adam Wozniuk z rodziną.


Źródło: AIPN, 27 WDAK, VIII/16, Relacja Heleny Masłowskiej, k. 31v–32v; W. Kiesz, Od Boremla do Chicago, Starachowice 1999, s. 106–113; W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo..., t. 1, s. 53–55 (na podstawie relacji Wadiusza Kiesza).


Za: KRESOWA KSIĘGA SPRAWIEDLIWYCH 1939–1945 O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA opracował Romuald Niedzielko





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz