Zanim przejdziemy do omówienia egipskiego przypadku proponuję odrobinę historii i teorii. Proszę się nie obawiać i nie przerywać lektury, spróbuję to wyłożyć naprawdę w sposób prosty i zrozumiały. Otóż przebieg wszystkich rewolucji można sprowadzić do dwóch podstawowych modeli: pierwszy z nich najlepiej obrazują wydarzenia we Francji w 1789 roku a drugim w 1848 roku.
W obydwu przypadkach mamy do czynienia z punktem zwrotnym mającym decydujące znaczenie. Wbrew pozorom losy monarchii we Francji nie rozstrzygnęły się 14 lipca 1789 roku podczas ataku na Bastylię gdzie było tylko kilku więźniów i pilnujących ich inwalidów. Decydujący był dzień 14 lipca gdy zrewoltowany tłum zaatakował królewska siedzibę Tuileries, chroniąca króla Gwardia Szwajcarska mogła bez trudu rozprawić się z motłochem jednak Ludwik XVI nakazał jej zaprzestanie walki nie chcąc przelewać krwi swoich poddanych co skończyło się jego śmiercią na szafocie i pogrążeniem Francji w makabrycznym karnawale rewolucji.
Zupełnie inaczej rzeczy się miały 23 czerwca 1848 roku gdy zbuntowany lud Paryża opanował sporą część miasta i szykował się do walki pod czerwonym sztandarem. Gdyby w nocy z 23 na 24 powstańcy zaatakowali ratusz wygraliby. Pozostali jednak na miejscu budując imponujący system barykad. Dowodzący armią generał Cavaignac zmienił taktykę walki z rewolucjonistami pozwalając im skoncentrować się w jednym miejscu a następnie rozbił ich jednym, silnym uderzeniem. Zginęło ok. 4000 buntowników, znaczną część rozstrzelano w masowych egzekucjach, śmierć poniosło także ok. 1000 żołnierzy strony rządowej.
Jak widać o tym co się dzieje w punkcie zwrotnym rewolucji: 10 sierpnia 1789 roku lub 23 czerwca 1848 roku decyduje nie tyle przewaga liczebna i techniczna ale determinacja walczących stron. W Egipcie trudno jej odmówić zarówno Braciom Muzułmańskim, którzy całe dziesięciolecia czekali na swoją chwilę jak stojącemu na czele skorumpowanej i znienawidzonej kliki Hosniemu Mubarakowi, który w swoim przemówieniu jasno stwierdził, że nie zamierza wycofać się bez walki. W tej chwili wydaje się niemal pewne, że nie obejdzie się bez konfrontacji siłowej i rozlewu krwi niekoniecznie na taką skalę jak we Francji w 1789 czy 1848 roku. To kto wygra zależy wyłącznie od skali infiltracji armii przez islamistów bo jeżeli należy do nich jedynie ulica to jakiś egipski Cavaignac już zaciera ręce. W przeciwnym wypadku jakiś muzułmański Robespierre już ustala długie listy osób, którym utnie się głowy lub ukamienuje.
Przeczytaj także:
Nie bój się Islamu http://adamkuz.blogspot.com/2010/10/nie-boj-sie-islamu.html
Dlaczego Niemki przechodzą na islam http://adamkuz.blogspot.com/2010/12/dlaczego-niemki-przechodza-na-islam.html
Amerykanie mogliby zbombardować ayatollachów http://adamkuz.blogspot.com/2011/01/amerykanie-mogliby-zbombardowac.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz