Szukaj na tym blogu

wtorek, 7 sierpnia 2018

Kim jest ten człowiek?




Większość autorów zajmujących się filozofią wychowania wyróżnia dwa podstawowe stanowiska - aksjocentryzm i pajdocentryzm. Do przedstawicieli tego pierwszego kierunku należy zaliczyć Platona, Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu, J. Herberta, S. Hessena. Z kolei pajdocentryści to J. Rousseau, S. Neill, T. Gordon i H. von Schoenebeck. W przypadku obu stanowisk mamy do czynienia zarówno z określoną wizją świata i człowieka, jak i z wynikającą z niej praktyką pedagogiczną.

Dyscyplina  czy swoboda
Aksjocentryzm często łączy się z przeświadczeniem o zepsuciu natury ludzkiej określanej w średniowieczu jako skażenie grzechem pierworodnym. Praktyka pedagogiczna wynikająca z takiego ujęcia kładła nacisk na autorytet nauczyciela i dyscyplinę będącą najlepszym sposobem wychowania moralnego.
Pajdocentryści zakładają natomiast, że człowiek jest z natury dobry, mogą go jedynie zepsuć niekorzystne warunki społeczne. Dlatego też dziecko przejawia naturalne, „nieskażone przez dorosłych dobro". Stąd już niedaleko do postulatu ograniczenia autorytetu nauczyciela pod hasłem „bezstresowego wychowania". Skutki przyjęcia takiej postawy wykazały, że pajdocentryzm, mimo że zawiera szereg trafnych postulatów, jest szkodliwym mitem w znacznej mierze odpowiedzialnym za kryzys cywilizacji europejskiej.
Za twórcę tego rozpowszechnionego dzisiaj mitu należy uważać J.J. Rousseau, który w powieści Emil stworzył negatywną teorię pedagogiczną - wychowanie powinno odbywać się spontanicznie, bez udziału wychowawcy. W czasach Rousseau znalazło się kilku szaleńców, którzy próbowali wychowywać dzieci według jego teorii, przyniosło to fatalne skutki. Dzisiaj te metody rozpowszechniły się, mimo że ich fatalny efekt jest powszechnie widoczny. Co ciekawe, sam autor Emila nie był budującym przykładem w tym względzie - swoje pięcioro dzieci oddał do przytułku, twierdząc, że tak wielki człowiek nie ma czasu na rzeczy tak przyziemne.

Złe "bezstresowe wychowanie"
Współcześni wyznawcy szkodliwej XVIII wiecznej utopii to między innymi Beniamin Spock i Ellen Key. W opublikowanej w 1946 roku książce Dziecko - pielęgnowanie i wychowanie Spock po raz pierwszy użył określenia „bezstresowe wychowanie". Ellen Key w ślad za Rousseau kładła nacisk na rozwój nieskrępowanej indywidualności dziecka zakładając, że szkoły, podobnie jak inne instytucje społeczne, ograniczają naturalny potencjał człowieka. Mimo że później oboje odżegnywali się od propagowania permisywizmu, powszechnie uważa się ich teorie za jedną z przyczyn buntu amerykańskiej młodzieży w latach sześćdziesiątych XX wieku. Wytworzyła się wówczas kultura alternatywna, odrzucająca tradycyjne wartości rodzinne i społeczne. Jednym z przejawów kontrkultury są poglądy Ivana Ilicha, postulującego odszkolenie społeczeństwa. W jego ujęciu szkoła jawi się jako instytucja par excellence represywna, w związku z czym należy z niej całkowicie zrezygnować.
Jeszcze dalej poszedł H. von Schoenebeck, który w swoim Manifeście Dziecięcym z 3 maja 1980 stwierdza, że: „Dzieci nie mają mniej praw niż dorośli. W ramach prawa mogą robić to, co dorośli". Odrzuca on wszelkie rodzaje pedagogiki pod pretekstem, że prowadza one do przemocy fizycznej i psychicznej wobec dzieci.

"Stary Doktor"
Na tym tle Korczak prezentuje się jako osoba zupełnie nie pasującą do schematów. Zwolennik kontroli urodzin i poczęć, postrzegany był jako myśliciel lewicowy. W 1927 roku, występując jako biegły w sądzie, zbulwersował opinię publiczną broniąc ucznia, który zamordował dyrektora szkoły twierdzeniem: „Ja zbrodni nie widzę. Dyrektor zginął tak jak chemik, który nieostrożnie zagotował jakiś preparat, ten wybuchł. „Stary Doktor" wielokrotnie wypowiadający się przeciwko „antyhigienicznym, antyliberalnym, antyludzkim" zasadom wychowania w imię podmiotowości, dziecka powinien być zaliczony do grona pajdocentrystów. W sferze teorii niewątpliwie nim jest, jednak jego poczynania praktyczne każą zaliczyć go do aksjocentrystów. Potępiał przymus, ale uważał, że jednostka powinna dostosować się do reguł życia w grupie.
Czym wytłumaczyć tą rozbieżność pomiędzy teorią a praktyką? Przede wszystkim Korczak nie jest myślicielem dogmatycznym, ostatecznym kryterium jest dla niego praktyka. Jako bystry obserwator, zdał sobie sprawę (podobnie jak kiedyś święty Augustyn) z naturalnej skłonności czynienia zła przez dziecko. Świadczy o ty charakterystyczna fragment „Prawideł Życia"
"Może jestem za surowy, ale myślę, że to jest podłość, nikczemność, łajdactwo:
- Znęcanie się nad bezbronnym
- Dokuczanie słabym
- Żarty kosztem łez
Tak gniewa, tak oburza, tak obrzydza i człowieka i życie ta nikomu niepotrzebna złośliwość".[1]

Korczak - obserwator i praktyk
Korczak uważał spontaniczne (dziś powiedzielibyśmy „bezstresowe wychowanie") za wyjątkowo szkodliwe dla rozwoju dziecka, pisząc, że:
"A tymczasem zdolny nie hartuje się w walce z trudnościami, rozzuchwala w łatwych zwycięstwach i marnuje zdolności. Zarozumiały, myśli, że mu się wszystko należy, lekceważy cichy wysiłek i powolne, krok za krokiem powolne dążenie do celu. Uznaje tylko swój rodzaj zdolności, lekceważy inne...I co warte zdolności, jeżeli człowiekowi się nie chce i nie dba?"[2]
A oto jeszcze ciekawszy przykład efektów permisywizmu w wychowaniu: Aż raz miałem chłopca głupiego, natrętnego i nieprzyjemnego. Miał chore oczy, chore uszy i chory nos... w domu go bardzo bili... Aż tu raz patrzę, a on przydusił, leży i bije chłopca spokojnego, dobrego i rozumnego - dopiero szarpnąłem go, oderwałem i pchnąłem do pokoju... Przecież to nie ma sensu, żeby jeden, choćby nawet niewinnie, zatruwał życie wszystkim."[3]
Dla „Starego Doktora" podstawowy problem wychowawczy to "Co zrobić, by zuchwałą pięść zastąpić sprawiedliwością?"[4] Aby go rozwiązać, w Domu Sierot wdrożono trzy zasady pedagogiczne:
1. współgospodarzenie - jego Dom Sierot funkcjonował na zasadzie całkowitej samoobsługi;
2. współzarządzanie - dzieci brały czynny udział w ustalaniu zasad funkcjonowania domu dziecka;
3. oddziaływanie opinii społecznej - dzieci poprzez sądy i plebiscyty osadzały postępowanie zarówno kolegów, jak i wychowawców.
Wbrew pozorom, zasady te nie mają nic wspólnego z modnymi obecnie antypedagogicznymi teoriami. Sądy koleżeńskie sprawowane przez podopiecznych Korczaka jako żywo przypominają dzisiejsze metody stosowane na przykład w Monarze. Ostatecznym celem takich działań było samowychowanie, będące efektem wysiłku zarówno dziecka, odpowiednio ukierunkowanej grupy rówieśniczej, jak i wspierającego ten wysiłek doświadczonego wychowawcy. Korczak opowiadał się za poszanowaniem autonomii dziecka, twierdził, że należy się nad nim „pochylić". Równocześnie jednak uważał odpowiedzialność za cenę, jaką każdy musi płacić za swobodę wyboru. To akcentowanie wolności w procesie wychowawczym wynika przede wszystkim w dostrzeganiu roli sumienia zarówno u dziecka jak i człowieka dorosłego. Pewnym paradoksem jest fakt, że poglądy takie głosił ktoś uważający się za agnostyka.
„Stary Doktor" nie wierzył ani w Boga chrześcijan ani w Boga Żydów, a równocześnie domagał się wybudowania kaplicy w swoim Domu Sierot, wychodząc ze słusznego założenia o wychowawczym działaniu religii. W Prawidłach Życia Korczak wielokrotnie zwraca uwagę na konieczność rozwijania u dziecka poczucia odpowiedzialności. Pisze o cnocie oszczędności, którą należy człowiekowi zaszczepić od najmłodszych lat. Za najlepszą książkę „Starego Doktora" uważam "Bankructwo małego Dżeka". To nie tylko świetny podręcznik ekonomii wolnorynkowej, ale także traktat o ponoszeniu skutków swoich działań. Główny bohater, chłopiec obdarzony talentem do interesów, początkowo ponosi klęskę, a równocześnie zdobywa rzecz bezcenną - doświadczenie.
Bardzo ciekawe są refleksje zawarte w Prawidłach życia na temat szkoły. Podstawową funkcją tej instytucji w jego ujęciu jest uspołecznienie dziecka. „Stary Doktor" pisząc na ten temat odwołuje się nie do teorii lecz do zdrowego rozsądku. Szkoła jest dla niego niezbędna ponieważ:
* Jest wyłącznie dla ucznia
* Porządkuje dzień
* Można poznać kolegów
* Chroni przed nudą

Umrzeć za ideały

Antypedagodzy postulujący likwidację szkół w przeciwieństwie do Korczaka po prostu nie rozumieją dzieci. Jak dzisiaj należy odbierać poglądy „Starego Doktora"? Na pewno w wielu sprawach się mylił. Miał jednak całkowita rację uważając, że wolność osobista wiąże się ściśle z odpowiedzialnością. Błażej Pascal uważał, że należy wierzyć tylko tym, którzy gotowi są za swoje przekonania ponieść śmierć. „Stary Doktor" zginął razem ze swoimi dziećmi w komorze gazowej w Treblince. Zachowały się na ten temat dwa świadectwa. Prawda jak zwykle jest gdzieś pośrodku. Nachum Remba twierdzi, że rozmawiał z Korczakiem na Umschlagplatz, proponując mu udanie się do Judenratu, ten jednak odmówił, nie chcąc zostawić dzieci. Oto jego relacja: "Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! W przeciwieństwie do stłoczonej masy, która szła na rzeź jak bydło, rozpoczął się marsz, jakiego nigdy dotąd nie było.
(...) Były to pierwsze szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy.
(...) Nawet Służba Porządkowa stanęła na baczność i salutowała. Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: 'Kim jest ten człowiek?" [5]
Wersja przedstawiona przez Marka Rudnickiego, który szedł śladem Korczaka i dzieci od Domu Sierot na Siennej aż do 'bramki' na Umschlagplatz, nie jest tak podniosła ale również wstrząsająca: "Nie chcę być obrazoburcą ani odbrązawiaczem - ale muszę powiedzieć, jak to wtedy widziałem. Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład, automatyzm, apatia. Nie było widocznego poruszenia, że to Korczak idzie, nie było salutowania (jak to niektórzy opisują), na pewno nie było interwencji posłańców Judenratu - nikt do Korczaka nie podszedł. Nie było gestów, nie było śpiewu, nie było dumnie podniesionych głów, nie pamiętam, czy niósł ktoś sztandar Domu Sierot, mówią, że tak. Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony, mamlał coś od czasu do czasu do siebie (...).
Tych paru dorosłych z Domu Sierot, między nimi Stefa (Wilczyńska), szło obok, jak ja, lub za nim, dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie."[6]

1. Janusz Korzak, Prawidła życia, Warszawa 1958, PWN s.70
2. op.cit.str.56
3. op.cit.str.53
4. op.cit.str.36
5. E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego. Czytelnik Warszawa 1983, s.606-607
6. M. Rudnicki, Ostatnia droga Janusza Korczaka. "Tygodnik Powszechny" 1988 nr 45.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz