Prezydent Andrzej Duda ogłosił listę osób, któr 11 listopada zostaną uhonorowane Order Orła Białego. Mamy więc na liście nacjonalistę i socjalistę, katolika, Żyda i prawosławnego. Polityków i uczonych oraz uczone, literatów oraz literatki. Wszystko tak jak powinno być, wszelkie parytety są zachowane i trudno się tu do czegoś doczepić. A jednak malkontenci się znaleźli gdyż wśród pośmiertnie oznaczonych obok Romana Dmowskiego znalazł się Janusz Korczak. Jakże to zakrzykną czytelnicy Gazowni-"Stary Doktor" o lewicowych poglądach będący uosobieniem postępowego nauczania obok antysemitnika Dmowskiego, toż to niebywały skandal. Oburzanko i rozrywanie szat przez dyżurne autorytety Gazowni potrwa kilka dobrych tygodni.
O
Dmowskim i jego roli w historii Polski napisano całe biblioteki.
Dlatego też uważam za zbędne polemizowanie po raz enty z
absurdalnymi zarzutami pod jego adresem ze strony lewicy.
Natomiast
chciałbym zwrócić uwagę na Janusza Korczaka chociażby dlatego,
że został niesłusznie wciągnięty na sztandary lewicowych
doktrynerów, których głównym celem jest stworzenie „nowoczesnego”
a w rzeczywistości kontrskutecznego wychowania i szkolnictwa.
Tymczasem
Korczak prezentuje się jako osoba zupełnie nie pasującą do
postępackich schematów. Zwolennik kontroli urodzin i poczęć,
postrzegany był jako myśliciel lewicowy. W 1927 roku, występując
jako biegły w sądzie, zbulwersował opinię publiczną broniąc
ucznia, który zamordował dyrektora szkoły twierdzeniem: „Ja
zbrodni nie widzę. Dyrektor zginął tak jak chemik, który
nieostrożnie zagotował jakiś preparat, ten wybuchł. „Stary
Doktor" wielokrotnie wypowiadający się przeciwko
„antyhigienicznym, antyliberalnym, antyludzkim" zasadom
wychowania w imię podmiotowości, dziecka powinien być zaliczony do
grona pajdocentrystów. W sferze teorii niewątpliwie nim jest,
jednak jego poczynania praktyczne każą zaliczyć go do
aksjocentrystów. Potępiał przymus, ale uważał, że jednostka
powinna dostosować się do reguł życia w grupie.
Czym
wytłumaczyć tą rozbieżność pomiędzy teorią a praktyką?
Przede wszystkim Korczak nie jest myślicielem dogmatycznym,
ostatecznym kryterium jest dla niego praktyka. Jako bystry
obserwator, zdał sobie sprawę (podobnie jak kiedyś święty
Augustyn) z naturalnej skłonności czynienia zła przez dziecko.
Świadczy o ty charakterystyczna fragment „Prawideł Życia"
"Może
jestem za surowy, ale myślę, że to jest podłość, nikczemność,
łajdactwo:
-
Znęcanie się nad bezbronnym
-
Dokuczanie słabym
-
Żarty kosztem łez
Tak
gniewa, tak oburza, tak obrzydza i człowieka i życie ta nikomu
niepotrzebna złośliwość".[1]
Korczak
uważał spontaniczne (dziś powiedzielibyśmy „bezstresowe
wychowanie") za wyjątkowo szkodliwe dla rozwoju dziecka,
pisząc, że:
"A
tymczasem zdolny nie hartuje się w walce z trudnościami,
rozzuchwala w łatwych zwycięstwach i marnuje zdolności.
Zarozumiały, myśli, że mu się wszystko należy, lekceważy cichy
wysiłek i powolne, krok za krokiem powolne dążenie do celu. Uznaje
tylko swój rodzaj zdolności, lekceważy inne...I co warte
zdolności, jeżeli człowiekowi się nie chce i nie dba?"[2]
A
oto jeszcze ciekawszy przykład efektów permisywizmu w wychowaniu:
Aż raz miałem chłopca głupiego, natrętnego i nieprzyjemnego.
Miał chore oczy, chore uszy i chory nos... w domu go bardzo bili...
Aż tu raz patrzę, a on przydusił, leży i bije chłopca
spokojnego, dobrego i rozumnego - dopiero szarpnąłem go, oderwałem
i pchnąłem do pokoju... Przecież to nie ma sensu, żeby jeden,
choćby nawet niewinnie, zatruwał życie wszystkim."[3]
Dla
„Starego Doktora" podstawowy problem wychowawczy to "Co
zrobić, by zuchwałą pięść zastąpić sprawiedliwością?"[4]
Aby go rozwiązać, w Domu Sierot wdrożono trzy zasady pedagogiczne:
1.
współgospodarzenie - jego Dom Sierot funkcjonował na zasadzie
całkowitej samoobsługi;
2.
współzarządzanie - dzieci brały czynny udział w ustalaniu zasad
funkcjonowania domu dziecka;
3.
oddziaływanie opinii społecznej - dzieci poprzez sądy i plebiscyty
osadzały postępowanie zarówno kolegów, jak i wychowawców.
Wbrew
pozorom, zasady te nie mają nic wspólnego z modnymi obecnie
antypedagogicznymi teoriami. Sądy koleżeńskie sprawowane przez
podopiecznych Korczaka jako żywo przypominają dzisiejsze metody
stosowane na przykład w Monarze. Ostatecznym celem takich działań
było samowychowanie, będące efektem wysiłku zarówno dziecka,
odpowiednio ukierunkowanej grupy rówieśniczej, jak i wspierającego
ten wysiłek doświadczonego wychowawcy. Korczak opowiadał się za
poszanowaniem autonomii dziecka, twierdził, że należy się nad nim
„pochylić". Równocześnie jednak uważał odpowiedzialność
za cenę, jaką każdy musi płacić za swobodę wyboru. To
akcentowanie wolności w procesie wychowawczym wynika przede
wszystkim w dostrzeganiu roli sumienia zarówno u dziecka jak i
człowieka dorosłego. Pewnym paradoksem jest fakt, że poglądy
takie głosił ktoś uważający się za agnostyka.
„Stary
Doktor" nie wierzył ani w Boga chrześcijan ani w Boga Żydów,
a równocześnie domagał się wybudowania kaplicy w swoim Domu
Sierot, wychodząc ze słusznego założenia o wychowawczym działaniu
religii. W Prawidłach Życia Korczak wielokrotnie zwraca uwagę na
konieczność rozwijania u dziecka poczucia odpowiedzialności. Pisze
o cnocie oszczędności, którą należy człowiekowi zaszczepić od
najmłodszych lat. Za najlepszą książkę „Starego Doktora"
uważam "Bankructwo małego Dżeka". To nie tylko świetny
podręcznik ekonomii wolnorynkowej, ale także traktat o ponoszeniu
skutków swoich działań. Główny bohater, chłopiec obdarzony
talentem do interesów, początkowo ponosi klęskę, a równocześnie
zdobywa rzecz bezcenną - doświadczenie.
Bardzo
ciekawe są refleksje zawarte w Prawidłach życia na temat szkoły.
Podstawową funkcją tej instytucji w jego ujęciu jest
uspołecznienie dziecka. „Stary Doktor" pisząc na ten temat
odwołuje się nie do teorii lecz do zdrowego rozsądku. Szkoła jest
dla niego niezbędna ponieważ:
*
Jest wyłącznie dla ucznia
* Porządkuje dzień
* Można poznać kolegów
* Chroni przed nudą
* Porządkuje dzień
* Można poznać kolegów
* Chroni przed nudą
Antypedagodzy
postulujący likwidację szkół w przeciwieństwie do Korczaka po
prostu nie rozumieją dzieci. Jak dzisiaj należy odbierać poglądy
„Starego Doktora"? Na pewno w wielu sprawach się mylił. Miał
jednak całkowita rację uważając, że wolność osobista wiąże
się ściśle z odpowiedzialnością. Błażej Pascal uważał, że
należy wierzyć tylko tym, którzy gotowi są za swoje przekonania
ponieść śmierć. „Stary Doktor" zginął razem ze swoimi
dziećmi w komorze gazowej w Treblince. Zachowały się na ten temat
dwa świadectwa. Prawda jak zwykle jest gdzieś pośrodku. Nachum
Remba twierdzi, że rozmawiał z Korczakiem na Umschlagplatz,
proponując mu udanie się do Judenratu, ten jednak odmówił, nie
chcąc zostawić dzieci. Oto jego relacja: "Tego obrazu nigdy
nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany,
niemy protest przeciwko bandytyzmowi! W przeciwieństwie do
stłoczonej masy, która szła na rzeź jak bydło, rozpoczął się
marsz, jakiego nigdy dotąd nie było.
(...) Były to pierwsze szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy.
(...) Nawet Służba Porządkowa stanęła na baczność i salutowała. Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: 'Kim jest ten człowiek?" [5]
(...) Były to pierwsze szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy.
(...) Nawet Służba Porządkowa stanęła na baczność i salutowała. Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: 'Kim jest ten człowiek?" [5]
Wersja
przedstawiona przez Marka Rudnickiego, który szedł śladem Korczaka
i dzieci od Domu Sierot na Siennej aż do 'bramki' na Umschlagplatz,
nie jest tak podniosła ale również wstrząsająca: "Nie chcę
być obrazoburcą ani odbrązawiaczem - ale muszę powiedzieć, jak
to wtedy widziałem. Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład,
automatyzm, apatia. Nie było widocznego poruszenia, że to Korczak
idzie, nie było salutowania (jak to niektórzy opisują), na pewno
nie było interwencji posłańców Judenratu - nikt do Korczaka nie
podszedł. Nie było gestów, nie było śpiewu, nie było dumnie
podniesionych głów, nie pamiętam, czy niósł ktoś sztandar Domu
Sierot, mówią, że tak. Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak
wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony, mamlał coś od czasu do
czasu do siebie (...).
Tych paru dorosłych z Domu Sierot, między nimi Stefa (Wilczyńska), szło obok, jak ja, lub za nim, dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie."[6]
Tych paru dorosłych z Domu Sierot, między nimi Stefa (Wilczyńska), szło obok, jak ja, lub za nim, dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie."[6]
1.
Janusz Korzak, Prawidła życia, Warszawa 1958, PWN s.70
2.
op.cit.str.56
3.
op.cit.str.53
4.
op.cit.str.36
5.
E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego. Czytelnik Warszawa 1983,
s.606-607
6.
M. Rudnicki, Ostatnia droga Janusza Korczaka. "Tygodnik
Powszechny" 1988 nr 45.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz