niedziela, 29 marca 2020
Zaraza roku szczura (4) O lekarzu co dobrą walkę stoczył i bieg ukończył
Li Wenliang był niczym nie wyróżniającym sie lekarzem-okulistą w szpitalu w Wuhan. 30 grudnia jego życie uległo radykalnej zmianie. Przeglądając raport pacjentki cierpiącej na ostrą niewydolność oddechową zorientował się, że może to być efekt zakażenia wirusem SARS, który według oficjalnych danych w 2003 zabił w Chinach ponad 800 osób. Po przebadaniu kolejnych siedmiu pacjentów nie miał już żadnych wątpliwości. Postanowił więc ostrzec swoich kolegów ze szkoły medycznej pisząc na WeChat o potwierdzonych przypadkach SARS. W następnej wiadomości podał, że są to infekcje koronawirusem prosząc o rozpowszechnienie tej wiadomości i podjęcie środków ochronnych. Ku jego zdziwieniu informacja dotarła do szerszego grona niż się tego spodziewał.
Li znalazł sie na cenzurowanym, 3 stycznia został przesłuchany przez policję w Wuhan gdzie zarzucono mu "fałszywe komentarze w internecie" i "sianie paniki". Lekarz bronił się twierdząc zgodnie z prawdą, że chciał jedynie ostrzec przyjaciół. Zgodnie z tamtejszą praktyką musiał dokonać publicznej samokrytyki oraz podpisać oświadczenie, że nie będzie więcej rozpowszechniał kłamstw na temat epidemii pod groźbą kary. Podobnie potraktowano jeszcze kilku lekarzy których napiętnowano jako " plotkarzy siejących zamęt" i zmuszono do pokajania się i podpisania stosownych papierów. Działania policji z Wuhan wydają się potwierdzać informacje pochodzące z Tajwanu według których w Chinach o rozwoju epidemii koronowirusa wiedziano już w listopadzie 2019. Władze próbowały nieudolnie ją zwalczyć równocześnie stosując całkowitą blokadę informacyjną a wobec lekarzy świadomych zagrożenia zastosowano represje i zastraszanie. Wobec wzrostu zachorowań sytuacja wymknęła się spod kontroli i 20 stycznia w Chinach oficjalnie przyznano, ze jednak epidemia jest faktem.
Po powrocie do pracy 8 stycznia Li zaraził się koronawirusem od pacjenta z jaskrą. Gdy jego stan zdrowia zaczął się pogarszać 31 stycznia opublikował w internecie swoje oświadczenie informując między innymi o problemach z policją. Spotkało się to z szerokim odzewem na forach i wywołało dyskusję o represjach władzy wobec lekarzy usiłujących ostrzec społeczeństwo o niebezpieczeństwie epidemii. 7 lutego Li Wenliang zmarł pozostawiając żonę w ósmym miesiącu ciąży i małego synka. Po śmierci stał się w Chinach i na całym świecie legendą. Jego nazwisko znają wszyscy co zakrawa na paradoks bo był typowym cichym bohaterem, zwykłym człowiekiem, który starał się wbrew otoczeniu postąpić uczciwie. Informacje krążące na jego temat w mediach są sprzeczne i właściwe niemożliwe do zweryfikowania. Nie wiemy czy koloportowany w internecie tekst będący swoistym przesłaniem został rzeczywiście napisany przez Li przed tuż przed śmiercią. Jednak nawet jeśli to fejk to kończący go cytat z 2 Listu do Tymoteusza wyjątkowo dobrze pasuje do skromnego lekarza z Wuhan. Dlatego też proponuje go przeczytać.
Nie chcę być bohaterem. Mam jeszcze moich rodziców, moje dzieci, moją ciężarną żonę, która niedługo będzie rodzić, i jest jeszcze wielu moich pacjentów na oddziale. Chociaż mojej uczciwości nie można zamienić na dobro innych, pomimo mojej straty i zamieszania, i tak powinienem kontynuować. Kto mi pozwolił wybrać ten kraj i tę rodzinę? Ileż mam skarg? Kiedy skończy się ta bitwa, spojrzę w niebo, ze łzami płynącymi jak deszcz.
Nie chcę być bohaterem, lecz tylko lekarzem, nie mogę patrzeć na tego nieznanego wirusa, który sprawia cierpienie mym rówieśnikom i tylu innym niewinnym osobom. Nawet jeśli umierają, zawsze patrzą mi w oczy z nadzieją na życie.
Kto kiedykolwiek przewidziałby, że umrę? Moja dusza jest w niebie, patrząc na to białe łóżko szpitalne, na którym spoczywa moje własne ciało, z tą samą znajomą twarzą. Gdzie są mój ojciec i moja matka? I moja droga żona, ta dziewczyna, o którą walczyłem do ostatniego tchu? Jest światło na niebie! Na końcu tego światła jest raj, o którym często ludzie mówią. Wolałbym nie odchodzić, wolałbym wrócić do mojego rodzinnego domu w Wuhan. Mam tam swój nowy dopiero co kupiony dom, za który muszę jeszcze co miesiąc płacić kredyt. Jak mógłbym zrezygnować? Jak mógłbym się poddać? Jakże to smutne musi być dla moich rodziców stracić syna?
Jak moja słodka żona, bez swojego męża, będzie potrafiła stawić czoła problemom przyszłości?
Już odszedłem. Widzę jak zabierają moje ciało, jak wkładają je do torby, w której spoczywa wielu moich rodaków. Odeszli jak ja, wrzuceni w środek ognia, o świcie.
Do zobaczenia, moi drodzy. Z Bogiem, Wuhan, moje rodzinne miasto. Mam nadzieję, że po tej katastrofie przypomnisz sobie, że ktoś próbował powiadomić cię o prawdzie jak najwcześniej było to możliwe. Mam nadzieję, że po tej katastrofie nauczysz się, co znaczy być prawym. Już nigdy więcej odważne osoby nie powinny cierpieć ze strachu bez końca i z głębokiego i beznadziejnego smutku.
„Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem, a teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości” (2 Tm 4,7; Pismo Święte)”.
W okresie od 31 grudnia 2019 r. do 7 lutego 2020 r. gdy zmarł Li Wenliang odnotowano 31 503 przypadki zakażeń koronawirusem, w tym 638 zgonów (637 w Chinach, 1 na Filipinach). Stwierdzono przypadki zachorowań u osób powracających z chińskiego Wuhan do innych krajów - Tajwanu, Hongkongu, Japonii, Korei Południowej, Wietnamu, Singapuru, Tajlandii, Kambodży, Malezji, Filipin, Indii, Nepalu, Sri Lanki, Australii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Rosji, Finlandii, Belgii, Hiszpanii, Szwecji, Kanady i Stanów Zjednoczonych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz