Postanowiłem dokładnie zbadać co właściwie wydarzyło się 14 sierpnia. Parę dni temu pochowano na Powązkach księdza Skorupkę. Według relacji żołnierzy i oficerów to jego zasługą było odparcie bolszewików pod Ossowem 15 sierpnia. Po raz kolejny potwierdza się stara prawda, że morale i psychologia żołnierza mogą być decydujące w walce. Z tego co słyszałem wynika, że bolszewicy zaatakowali o wpół do czwartej Leśniakowiznę. Młodzi ochotnicy śpiący po stodołach we wsi pod ogniem artyleryjskim i wobec przeważających sił wroga poszli w rozsypkę. W panicznym strachu wbiegli do Ossowa. Tak często bywa z nieostrzelanym żołnierzem a właściwie nie z żołnierzem tylko 17 letnimi dziećmi prosto ze szkoły. Pułkownik Sawicki widząc co się dzieje zaprowadził jako taki porządek, ustawił całe towarzystwo w tyralierę i wydał rozkaz do kontrataku razem z oddziałami, które jeszcze nie brały udziału w walce. Do maszerującego na czele kompanii porucznika Słowikowskiego podszedł ksiądz Skorupka i poprosił aby mógł iść z żołnierzami i wziąć udział w bitwie. Ten zgodził się. Ksiądz idący z dowódcą na czele dodawał wszystkim odwagi tak, że gdy kompania dostała się pod ostrzał ckmów i poniosła duże strony nikt nie wpadł w panikę. Wycofali sie na skraj wioski i jeszcze raz rozpoczęli kontratak zmuszając nieprzyjaciela do wycofania się. Pod Ossowem powstrzymano bolszewików i od tego momentu my przestaliśmy uciekać a zaczęli oni.
Co do okoliczności śmierci księdza to relacje są sprzeczne i nikt nic pewnego nie wie. Jedno jest pewne, że gdyby nie jego postawa i wpływ na morale spanikowanej młodzieży bolszewicy by nas roznieśli pod tym Ossowem. Jak zginął trudno powiedzieć, porucznik Słowikowski mówił, że ksiądz wyprostowany szedł obok niego i poruszał lekko ustami, pewnie się modlił. Słowikowskiemu wydawało sie, że ksiądz potknął się o bruzdę i upadł. Nie jest jednak tego taki pewny. Faktem jest, że stracił go z oczu. Jeden z żołnierzy opowiadał jak Skorupka pod ostrzałem czołgał się aby pomóc rannemu i wtedy dosięgła go przypadkowa kula.
Rozmowa z innym żołnierzem była jeszcze ciekawsza, twierdził on z całym przekonaniem, że widział jak w czasie kontrataku ksiądz biegł na czele oddziału z krzyżem w ręce. Spytałem go czy oprócz niego jeszcze ktoś to widział. -Ruskie widziały, znaczy sie jeńcy, mamy jednego tutaj, Grigorij, nie dalim do obozu bo przydatny, jucha zmyślny do kuni taki, gada do nich a une go słuchajom i spokojne sie robio –padła odpowiedź.
Po kwadransie przyprowadzili jeńca, typowy Kozak, niski, szczupły na pałąkowatych nogach. Zwróciłem uwagę na jego dłonie, nieproporcjonalnie duże. Znałem ten typ ludzi, ich wygląd jest mylący gdyż są jak z rzemienia i potrafią popisać się siłą i wytrzymałością, których nikt by się po nich nie spodziewał. Opowiadał chętnie i szczegółowo. Miał ogorzałą ale bystre i inteligentne wejrzenie, pewnie się już połapał co ma mówić, żeby dostać więcej chleba i dodatkowy talerz zupy. Jak wyglądała bitwa? Było nas więcej, podprowadziliśmy taczanki i ostrzelaliśmy waszych jak próbowali atakować, zalegli pod lasem ale potem znów zerwali się do ataku i musieliśmy się wycofać. Pomimo przewagi? Tak bo jak Polacy się poderwali to na ich czele szedł ksiądz z krzyżem a nad nim Matka Boska na niebie. A jak wyglądała? Normalnie jak Matka Boska, w czerwonej szacie, wzrok miała smutny. Jak Matka Boska kazańska? A może być jakaś inna- szczerze zdziwił się Kozak. A dlaczego ukazała się nad Polakami skoro to patronka Rosji? Bolszewicy cara zabili, carową, córki i chorego carewicza to i Matka Boska od nas odeszła i teraz was chroni. Jak by nie ona wybilibyśmy was do nogi. Komandir Dąbrowski kazał postawić dwa kulomioty pod lasem, mysz się nie powinna prześliznąć. Waszych wielu zginęło ale zalegli, przetrzymali a potem poszli do ataku a nad nimi Matka Boska do której nijak nam było strzelać no i tośmy przegrali. Ten Dąbrowski to Polak? Tak, Polak z Warszawy.
Słuchałem tej naiwno-chytrej gadaniny osobnika, który jakby żywcem zszedł ze stron którejś z humoresek Czechowa i pomyślałem, że kłamie z rozmysłem, żeby dostać więcej jedzenia bo zorientował się, że Polakom jego opowiastka przypadła do gustu. A może to przypadek opisany przez Lwa Tołstoja. Gdy pisał "Wojnę i pokój" znaleziono mużyka, który jako żołnierz walczył pod Borodino. Opowiedział pisarzowi całą masę ciekawych szczegółów ale gdy zapytano go czy widział Napoleona to udzielił zdumiewającej odpowiedzi: z daleka ale widziałem, stał na wzgórzu, wysoki na jakie trzy arszyny z długą białą brodą do ziemi. Ten chłop nie kłamał, on po prostu w szoku bitewnym był święcie przekonany, że to co sobie wyobrażał istniało realnie. Więc może pod Ossowem żołnierze tak widzieli księdza idącego na czele oddziału do ataku z krzyżem w ręku. a może tak właśnie było naprawdę, któż to wie.
Zapytałem grupę żołnierzy walczących pod Ossowem jak to jest możliwe, że niektórzy z nich widzieli śmierć księdza gdy czołgał się do rannego a inni gdy później oddział ruszył do kontrataku. –A co w tym dziwnego- odpowiedział pytaniem jeden z wiarusów, przecież pan nasz Jezus Chrystus został umęczony i pogrzebany i zmartwychwstał a apostołowie to widzieli. –Ale ksiądz Skorupka to nie Pan Jezus a wyście są wojsko a nie apostołowie-ja na to. –Jasne, że ksiądz to nie Zbawiciel ale mówił nam na kazaniu, że należy naśladować Pana Jezusa-wiarus nie dawał za wygraną. Na tak wyszukany argument teologiczny nie znalazłem już odpowiedzi.
Co do okoliczności śmierci księdza to relacje są sprzeczne i nikt nic pewnego nie wie. Jedno jest pewne, że gdyby nie jego postawa i wpływ na morale spanikowanej młodzieży bolszewicy by nas roznieśli pod tym Ossowem. Jak zginął trudno powiedzieć, porucznik Słowikowski mówił, że ksiądz wyprostowany szedł obok niego i poruszał lekko ustami, pewnie się modlił. Słowikowskiemu wydawało sie, że ksiądz potknął się o bruzdę i upadł. Nie jest jednak tego taki pewny. Faktem jest, że stracił go z oczu. Jeden z żołnierzy opowiadał jak Skorupka pod ostrzałem czołgał się aby pomóc rannemu i wtedy dosięgła go przypadkowa kula.
Rozmowa z innym żołnierzem była jeszcze ciekawsza, twierdził on z całym przekonaniem, że widział jak w czasie kontrataku ksiądz biegł na czele oddziału z krzyżem w ręce. Spytałem go czy oprócz niego jeszcze ktoś to widział. -Ruskie widziały, znaczy sie jeńcy, mamy jednego tutaj, Grigorij, nie dalim do obozu bo przydatny, jucha zmyślny do kuni taki, gada do nich a une go słuchajom i spokojne sie robio –padła odpowiedź.
Po kwadransie przyprowadzili jeńca, typowy Kozak, niski, szczupły na pałąkowatych nogach. Zwróciłem uwagę na jego dłonie, nieproporcjonalnie duże. Znałem ten typ ludzi, ich wygląd jest mylący gdyż są jak z rzemienia i potrafią popisać się siłą i wytrzymałością, których nikt by się po nich nie spodziewał. Opowiadał chętnie i szczegółowo. Miał ogorzałą ale bystre i inteligentne wejrzenie, pewnie się już połapał co ma mówić, żeby dostać więcej chleba i dodatkowy talerz zupy. Jak wyglądała bitwa? Było nas więcej, podprowadziliśmy taczanki i ostrzelaliśmy waszych jak próbowali atakować, zalegli pod lasem ale potem znów zerwali się do ataku i musieliśmy się wycofać. Pomimo przewagi? Tak bo jak Polacy się poderwali to na ich czele szedł ksiądz z krzyżem a nad nim Matka Boska na niebie. A jak wyglądała? Normalnie jak Matka Boska, w czerwonej szacie, wzrok miała smutny. Jak Matka Boska kazańska? A może być jakaś inna- szczerze zdziwił się Kozak. A dlaczego ukazała się nad Polakami skoro to patronka Rosji? Bolszewicy cara zabili, carową, córki i chorego carewicza to i Matka Boska od nas odeszła i teraz was chroni. Jak by nie ona wybilibyśmy was do nogi. Komandir Dąbrowski kazał postawić dwa kulomioty pod lasem, mysz się nie powinna prześliznąć. Waszych wielu zginęło ale zalegli, przetrzymali a potem poszli do ataku a nad nimi Matka Boska do której nijak nam było strzelać no i tośmy przegrali. Ten Dąbrowski to Polak? Tak, Polak z Warszawy.
Słuchałem tej naiwno-chytrej gadaniny osobnika, który jakby żywcem zszedł ze stron którejś z humoresek Czechowa i pomyślałem, że kłamie z rozmysłem, żeby dostać więcej jedzenia bo zorientował się, że Polakom jego opowiastka przypadła do gustu. A może to przypadek opisany przez Lwa Tołstoja. Gdy pisał "Wojnę i pokój" znaleziono mużyka, który jako żołnierz walczył pod Borodino. Opowiedział pisarzowi całą masę ciekawych szczegółów ale gdy zapytano go czy widział Napoleona to udzielił zdumiewającej odpowiedzi: z daleka ale widziałem, stał na wzgórzu, wysoki na jakie trzy arszyny z długą białą brodą do ziemi. Ten chłop nie kłamał, on po prostu w szoku bitewnym był święcie przekonany, że to co sobie wyobrażał istniało realnie. Więc może pod Ossowem żołnierze tak widzieli księdza idącego na czele oddziału do ataku z krzyżem w ręku. a może tak właśnie było naprawdę, któż to wie.
Zapytałem grupę żołnierzy walczących pod Ossowem jak to jest możliwe, że niektórzy z nich widzieli śmierć księdza gdy czołgał się do rannego a inni gdy później oddział ruszył do kontrataku. –A co w tym dziwnego- odpowiedział pytaniem jeden z wiarusów, przecież pan nasz Jezus Chrystus został umęczony i pogrzebany i zmartwychwstał a apostołowie to widzieli. –Ale ksiądz Skorupka to nie Pan Jezus a wyście są wojsko a nie apostołowie-ja na to. –Jasne, że ksiądz to nie Zbawiciel ale mówił nam na kazaniu, że należy naśladować Pana Jezusa-wiarus nie dawał za wygraną. Na tak wyszukany argument teologiczny nie znalazłem już odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz