Szukaj na tym blogu

środa, 2 sierpnia 2023

Fragmenty nieopublikowanej powieści "Sierpień". Rozdział 4. Tuchaczewski (1)







Niepokój, ledwo odczuwalny ale ciągły jak ćmiący ząb. Podobnie było w 19 lutego 1915 pod Łomżą, to samo uczucie. A następnego dnia Niemcy zaatakowali, zginął dowódca mojej roty, kapitan Wiesiełago a ja dostałem się do niewoli i wojna się dla mnie skończyła. Miałem niewiele czasu, żeby wykorzystać szansę. Zrobiłem co można było: pięć odznaczeń za bohaterstwo i awans na porucznika. I tak miałem sporo szczęścia, że trafiłem do najlepszej jednostki w armii cara-gwardyjskiego pułku Siemionowskiego. Pewnie pomogło ukończenia aleksandryjskiej szkoły wojskowej zaraz po korpusie kadetów. To był chyba jedyny dobry pomysł mojego ojca, nic mu nie wychodziło jak wielu zubożałym arystokratom. Nieudacznik a przy tym postępowiec. I jeszcze ten mezalians -ślub z chłopką pańszczyźnianą. Choć tak Bogiem a prawdą tylko dzięki jej energii i inteligencji nie przepadliśmy całkowicie. Co do mnie plany były zupełnie inne. Babka była uczennicą samego Antona Rubinsteina i jak to wirtuozka zatruwała nam wszystkim życie. Gdy zorientowali się, że mam słuch dawaj mnie zmuszać do gry na skrzypcach, okropieństwo. Nie mogłem tego wytrzymać, buntowałem się w końcu ojciec mimo, że pacyfista doszedł do wniosku, ze najlepiej umieścić mnie w korpusie kadetów. Chociaż raz zrobił coś sensownego. Pieniędzy nie było bo dzięki pomysłom ojca nasz folwark przepadł i właściwie biedowaliśmy w Moskwie ale matka dała radę skądś je wygospodarować. Najdziwniejsze jest to, że skrzypce, których tak nienawidziłem wożę ze sobą i czasami nawet gram, tylko jeden utwór- sonatę kreuzerowską.

Czasu w niewoli też nie zmarnowałem, pomiędzy jedna a druga nieudaną zresztą ucieczką przeczytałem całą masę książek. Znalazłem też ciekawego towarzysza rozmów, Francuza wysokiego na jakieś trzy arszyny. Tak jak ja wiecznie uciekał i wiecznie go łapali. Z nim pewnie nie mieli problemów, z takim wzrostem i do tego z ogromnym nochalem rzucał się wszędzie w oczy. Jak on sie nazywał, de Gaulle czy jakoś tak. Właściwie to był ktoś taki sam jak ja, młody oficer zdający sobie doskonale sprawę z głupoty przełożonych i tępoty podwładnych dla którego wojna była ogromną szansą na wybicie się. I podobnie jak ja szybko wylądował w niewoli dzięki idiotom w dowództwie. Przegadałem z nim wiele godzin. strasznie był ciekaw historii Rosji tak jak ja Francji. Twierdził, że ustrój państwa nie ma żadnego znaczenia, liczą się tylko jego interesy i polityka zagraniczna. nieważne czy rządzi Ludwik XIV czy Bonaparte, ważne żeby trzymał wrogów Francji z daleka od jej granic. Rewolucja zgilotynowała króla ale to rewolucjoniści zwyciężyli Austriaków i Prusaków pod Valmy. Wtrąciłem, że to dzięki nowej taktyce: zastosowaniu tyraliery i atakowi kolumnami. Zgodził się ze mną ale zwrócił uwagę na rzecz ważną: tyraliera była już stosowana za panowania króla ale nikt nie odważył sie na jej zastosowanie na taką skalę. Tajemnica sukcesów Bonapartego nie tkwiła w tym, że całkowicie zerwał z przeszłością niszcząc armię królewską ale na tym,że twórczo wykorzystał to co w niej było najlepsze. Kiedyś długo się sprzeczaliśmy na temat wyprawy rosyjskiej Napoleona, on uważał ją za błąd,. Dziwne ale to ja Rosjanin musiałem tłumaczyć nosatemu Francuzowi, że bynajmniej. Działanie Bonapartego było logiczne, co miał niby robić? Czekać w Polsce aż wkroczą tam Rosjanie a z drugiej strony Austriacy i Prusacy? A to, że przegrał kampanię to już zupełnie inna sprawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz