Szukaj na tym blogu

niedziela, 21 stycznia 2024

Michaił Tuchaczewski o bolszewikach i Leninie (fragment niepublikowanej powieści)






W końcu udało mi sie uciec a po powrocie do Rosji przystałem do bolszewików. A niby do kogo miałem przystać? Do białych, którzy jak to mawiał książę Talleyrand niczego nie zapomnieli i niczego nie zrozumieli. To tak jakby Bonaparte po wybuchu rewolucji przystał do kontrewolucjonistów. Jedynie bolszewicy, ich rozmach i wspaniałe plany stanowili jakąś szansę. A carat, ta ogromna ale pusta w środku budowla rozbita przez postępowców takich jak mój ojciec co utorowało drogę bolszewikom był tylko godzien pogardy. Działając wśród bolszewików od razu zorientowałem sie jak ogromna szansą jest dla mnie organizowana przez nich pożal się Boże armia. Indolencja i całkowity brak dyscypliny a do tego absurdalne próby stworzenia nowego wojska bez jakiejkolwiek organizacji. Cały ten bałagan nie mógł się doczekać kogoś takiego jak ja. Ostro wziąłem się do pracy nie oszczędzając sprawiających mi problemy partyjnych półanalfabetów. Po kolejnej awanturze z wymachiwaniem naganem przed nosem przez jakiegoś zapijaczonego bolszewika poprosiłem o pomoc mojego starego przyjaciela Nikołaja jeszcze sprzed wojny, który teraz był wysoko postawiony. Ku mojemu zdziwieniu załatwił mi audiencję u samego Lenina.

To było najważniejsze spotkanie w moim życiu. O dziwo nie czułem niepokoju a raczej podniecenie, byłem pewien, że czeka mnie coś ważnego. Lenin kompletnie mnie zaskoczył. Niski, łysawy z rudawą bródką z ubioru i zachowania sprawiał wrażenie prowincjonalnego urzędniczyny z opowiadań Czechowa, znudzonego czekaniem na swoje bliny i kieliszek wódki a nie wodza światowej rewolucji. - Witajcie towarzyszu Bonaparte, to jest chciałem powiedzieć Tuchaczewski. Wiecie, że tak was nazywają? A wiecie dlaczego? Powiedział to wszystko z jowialnym uśmiechem. -Historii rewolucji francuskiej nie znają, dlatego, odpowiedziałem. Znają, znają, zaoponował Lenin. a powiedzcie mi tak towarzyszu z ręką na sercu nie chodzi wam po głowie, żeby tak z porucznika na cesarza wyskoczyć. Udało sie Bonapartemu to może i wam się uda? Odpowiedź przyszła mi sama do głowy.-Nie uda się towarzyszu Lenin bo teraz Robespierre nie przegrał. Przestał się uśmiechać i zaczął mi się przyglądać uważnie tymi swoimi przymrużonymi oczami. Pewnie trwało to bardzo krótko ale wtedy wydawało mi sie, że to wieczność. I nagle zaczął sie śmiać tym swoim gardłowym, donośnym śmiechem machając przy tym rękami. Zauważyłem, że ma małe, tłuste, kobiece dłonie o krótkich palcach.-O to to powtarzał, zanosząc się śmiechem. Trafnieście to towarzyszu ujęli. Trafnie. Przestał się śmiać i przyglądał mi się z rozbawieniem. A wiecie dlaczego Robespierre przegrał? Powiedzcie-spojrzał mi w oczy. -Rozkręcił terror na zbyt wielka skalę, nawet kaci zaczęli się bać o swoja skórę... Chciałem mówić dalej ale przerwał mi przerwał trzepocząc dłońmi.-Mylicie sie, podobnie jak burżuazyjni historycy. Jest dokładnie odwrotnie, właśnie terror był niekonsekwentny, należało wygubić wszystkich wrogów ludu a nie niektórych oszczędzać. No i te błędy taktyczne. Wiecie, że przyszedł na posiedzenie tego ich całego ich Konwentu i powiedział, że ma listę zdrajców. No i ci zdrajcy go aresztowali i posłali na gilotynę. Należało zrobić odwrotnie, najpierw zdrajców głów pozbawić a dopiero potem pokazać listę. My tych błędów nie popełnimy, rozumiecie towarzyszu? Rozumiałem doskonale a on wiedział, że ja rozumiem. Nadal sie dobrotliwie uśmiechał ale już nie był tym jowialnym człowieczkiem z kart Czechowa. -Przyjemnie się z wami rozmawia, towarzyszu Tuchaczewski, niestety nie wezwałem was po to aby dyskutować o rewolucji francuskiej. Mamy poważniejsze problemy- kontynuował. Skargi są na was i to od zasłużonych towarzyszy, piszą, żeście są pyszni jak sam diabeł a i maniery macie wielkopańskie, szarogęsicie sie i żadnych autorytetów nie uznajecie. Prawda to? Machnął ręką zanim zdążyłem odpowiedzieć. Mniejsza o to, weźcie mi raczej powiedzcie co wy sądzicie o Armii Robotniczo-chłopskiej. Cofnął się, usiadł za biurkiem i znów przypominał czechowowskiego sędziego pokoju w kamizelce poplamionej sosem a ja spokojnie zacząłem mu tłumaczyć. Powiedziałem mu wszystko co mnie irytowało odkąd do nich przystałem, mówiłem dość długo ale wniosek był oczywisty: proletariacka armia taka jest dotychczas nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Słuchał uważnie i przerwał mi tylko parę razy. -Jakże to chcecie z powrotem carskiego wojska, zapytał. Przecież po francuskiej Bonaparte stworzył zupełnie nowe wojsko, rewolucyjne. Podobnie w Anglii Cromwell zorganizował Armię Nowego Wzoru, która zadała bobu królewskim. Odpowiedziałem, że to prawda, tylko, że obaj stworzyli nowe wojsko odwołując sie do tego co było najlepsze w królewskich armiach. Gdy stwierdziłem, że komisarze polityczni są jak wrzód na szyi wojska uniemożliwiający kręcenie głową, znów mi przerwał.-Jak wrzód powiadacie, no tak ale są niezbędni. A wy byście chcieli jeszcze powołać carskich oficerów do armii czerwonej i oni będą walczyć za światowy proletariat? Odpowiedziałem, że za światowy proletariat nie ale za Wielka Rosję panująca w Europie to juz jak najbardziej niezależnie jaki by ona miała ustrój. Lenin pokręcił głowa- nie zgadzam się z wami towarzyszu ale to bardzo ciekawe co mówicie, bardzo ciekawe. Napiszcie mi to wszystko co powiedzieliście ale po ludzku bez tych wszystkich technicznych szczegółów od których wy jesteście. I tak jak raport, krótko, zwięźle a treściwie. Dajcie to za dwa dni waszemu koledze Nikołajowi a otrzymacie od niego przydział na samodzielne stanowisko, zobaczymy jak sie sprawicie. A Robespierrowi postawimy pomnik w parku Aleksandryjskim, dorzucił. Gdy wychodziłem pomyślałem, że Lenin, jest jak kameleon ale nie taki jak durnowaty policjant z opowiadania Czechowa co chwilę zmieniający zdanie pod wpływem głosów z tłumu. Odwrotnie, on sie zmienia cały czas właśnie po to aby wpływać na tłum za każdym razem winny sposób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz