Dobry dowódca nawet przegraną bitwę potrafi przekuć w sukces. Tak było i z wyjazdem do Francji. Starałem się zrobić co tylko było możliwe. Polityka. Ale nie burza w szklance wody jak u nas i te marne partyjki i jeszcze marniejsi ich przywódcy ale rzeczywiście wielka gra. Chociaż prawdę mówiąc to ci alianccy politykierzy to też nie lepsi. Choćby ten premier Anglii Lloyd George twierdzący, że dać Polsce Śląsk to jak małpie zegarek.
W Paryżu panowała dziwna atmosfera, niby oficjalnie i na pokaz wszyscy zadowoleni i dumni a tak naprawdę powszechne przygnębienie. Dużo kalek na paryskich bulwarach. Typowe Pyrrusowe zwycięstwo. Francuzi weszli w te wojnę po Alzację i Lotaryngię a stracili więcej żołnierzy z armii jedynaków niż jest ludności na odzyskanych terenach. Ciekawe rozmowy z francuskim głównodowodzącym Fochem. Też napoleonista ale na serio nie jak nasz Bonaparte Partacz. Zresztą syn napoleońskiego oficera. Początkowo rozmowa nam sie nie kleiła, musiał patrzeć na mnie jak na oficera wrogiej armii. Dopiero gdy mu powiedziałem, że jego traktat o napoleońskiej taktyce pilnie studiowaliśmy we Wiedniu ożywił się. Skomplementował mnie też za zastosowanie walca ogniowego. Odpowiedziałem mu skromnie, że takie pomysły były już wcześniej.-No tak -uśmiechnął się -ale pan generale pierwszy odważył się to zastosować. Powiedział też coś co mi dało do myślenia o traktacie wersalskim: to nie jest pokój, to zawieszenie broni na dwadzieścia lat. Jego plan polityczny był sensowny: zacieśnić współpracę z Polską tak aby Niemcy nie mogły nic zrobić Francji mając jej sojusznika za plecami. Foch rozumiał także zagrożenie ze strony bolszewików i obiecał nam wszelką pomoc. Nawiązałem także swoje dawne kontakty z Rumunami jeszcze z czasów gdy jako major byłem attache w Bukareszcie. Zawsze ciekawili mnie ci Rumuni, tak samo jak Polacy uważający się za ostatnich Rzymian tyle, że prawosławni. Moi rozmówcy w pełni się ze mną zgadzali co do konieczności ścisłego sojuszu z Francją i zagrożenia ze strony Rosji.
Ciekawe były też rozmowy z Ignacym Paderewskim, zacności człowiek ale megaloman. Cóż gdyby nim nie był to pewnie nie zostałby genialnym wirtuozem. Jest święcie przekonany, że Polska odzyskała niepodległość dzięki jego osobistym staraniom u amerykańskiego prezydenta Wilsona. Mam inne zdanie na ten temat. Amerykanie nie przystąpili do wojny w 1917 przechylając szale zwycięstwa na korzyść Anglii i Francji ot tak sobie. Poparcie Wilsona dla Polski też nie jest bezinteresowne. Czytałem te jego czternaście punktów wygłoszonych w Kongresie i jest tam mowa nie tylko o Polsce ale o całej Europie Środkowej. Jankesi mają w tym wszystkim jakiś cel. Jaki to się dopiero okaże. Niewykluczone, że będą próbowali zrealizować marzenie zastrzelonego w Sarajewie następcy trony Franza Ferdinanda oraz jego zabójcy Gawrilo Principa. Obaj marzyli o Stanach Zjednoczonych Europy. Oczywiście Jankesi nie mają szans na zjednoczenie Zachodniej Europy ale naszej części gdzie oprócz Polski i Rumunii jest cała masa niepodległych państw już jak najbardziej. Paderewski gdy mu o tym powiedziałem machnął tylko ręką, Amerykanie to prostacy, hodowcy bydła, ogłady nabiorą za jakieś kilkaset lat-powiedział. Możliwe, lepsi jednak prostacy niż ta dzicz bolszewicka. Przedstawiłem mu o swój pomysł utworzenia Legionu Amerykańskiego mającego walczyć z bolszewikami u boku Armii Polskiej. Wręcz zapalił się do tego, Jankesi dzięki jego wpływom też byli za. Kto się sprzeciwił? Oczywiście Bonaparte Partacz i to tylko dlatego, że nie był to jego pomysł. W rezultacie udało się utworzyć jedynie polsko-amerykańską eskadrę imienia Tadeusza Kościuszki. A Paderewski, który został premierem tylko dlatego, że zaakceptowali to zarówno Piłsudski jak i Dmowski w grudniu 1919 złożył urząd jak sam mówił do niemożliwości zmęczony atakami zarówno z prawa jaki z lewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz