Szukaj na tym blogu

sobota, 28 listopada 2020

Józef Stalin o Lwowie (Fragmenty nieopublikowanej powieści)

 




A teraz Lwów. Sam nalegałem aby mnie zrobili komisarzem politycznym Frontu Południowego, wszyscy się dziwili, w końcu to podrzędne stanowisko. Ale nie dla mnie, dla Lenina chyba też nie, popatrzył wtedy na mnie tymi swoimi przymrużonymi oczami i wysłał bez dyskusji. Wszelka polityka i wojna zaczynają się od mapy. Akurat ten obszar mam dokładnie w pamięci dzięki dobrej niemieckiej mapie Europy Środkowej. Jej autor zaznaczył główne szlaki komunikacyjne, oglądałem to wielokrotnie. Jeżeli narysować na mapie prostą linię łączącą Pragę z Kijowem a potem dwie ukośne: jedną od Gdańska nad Bałtykiem do Odessy nad Morzem Czarnym a drugą od samej Moskwy do Triestu nad Adriatykiem to przetną się we Lwowie. To miasto ze względu na swoje położenie była ważne w strupieszałej monarchii Austro - Węgierskiej Habsburgów, która się rozleciała jak znoszony i wielokrotnie łatany but. Ale znaczenie Lwowa jeszcze bardziej wzrosło, jeden rzut oka na mapę wystarczy aby zrozumieć, że kto rządzi we Lwowie i dysponuje odpowiednimi środkami ten może rządzić południową Europą. A tam nie Niemcy, duże i cywilizowane, pokonane ale uzbrojone po zęby ale same małe państwa. A żrą się między sobą jak psy o jakieś skrawki terytorium. Jak nie przymierzając Osetyńczycy i Gruzini, których w końcu car pogodził. Ci Czesi, Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy i cała masa innych, wszyscy oni tam mają do siebie pretensje no to wkroczy Armia Czerwona i wszystkich ich pogodzi. A co z Polakami? Bez Lwowa a potem i Krakowa na południu, naciskani przez Niemców na Zachodzie sami się poddadzą. A Niemcy bez krajów, które mogą łupić zbiednieją i tylko czekać jak wybuchnie u nich prawdziwa rewolucja.

Teraz trzeba napełnić luźno cybuch tytoniem do połowy a następnie delikatnie go ubić. Ten łajdak Chachutaszwili też palił fajkę i potrafił cała godzinę bawić się w jej nabijanie. Z fajką nie jest tak łatwo jak zresztą ze wszystkim w życiu. Włożysz za dużo, ubijesz za mocno i całą przyjemność z palenia diabli biorą bo ciężko się ciągnie. A jak ubijesz za słabo to szast prast i w moment wszystko wypalone. A co zrobi Tuchaczewski jeśli nie wyślę mu na pomoc Konarmii Budionnego? Ani chybi poskarży się Kamieniewowi a ten Leninowi. Teraz jeszcze trzeba napełnić cybuch. Kiedy Budionny nie będzie mógł wyruszyć? Jak się zaangażuje w walkę. Jeszcze dziś należy wydać mu rozkaz ataku na Lwów a Kamieniew dostanie odpowiedź jutro, zawsze można powiedzieć, że łączność wysiadła. Zresztą nawet jeśli nie zdobędą Warszawy to lepiej, po zdobyciu Lwowa będą musieli zrealizować jego plany i ponieść płomień rewolucji na południe Europy. A co jeśli i Lwów i Warszawa nie padną? Tuchaczewski będzie twierdził, że to przez niego i co gorsza będzie miał rację. Co wtedy powie Lenin? Dobre pytanie. Zadaję je sobie ostatnio coraz częściej. Dziwne ale zawsze przypomina mi się wtedy słoneczny, czerwcowy dzień w Tyfilisie. To już 13 lat a ja pamiętam dokładnie każdy szczegół. Ulica zalana słońcem, przechodnie i tętent koni ciągnących wóz pocztowy. I nagle wszystko się zmienia. Wybuch, kwik poranionych koni i trzask rozbitego wozu, krzyki rannych przechodniów, suchy odgłos wystrzałów. Moi ludzie ładują z rozbitego pojazdu pieniądze wiezione do banku. Wtedy też się zastanawiałem co powie Lenin bo przecież akcja nie była uzgodniona nawet z lokalnym kierownictwem partii. Nic nie powiedział bo zdobyte fundusze trafiły bezpośrednio do niego. Całe 340 tysięcy.

Teraz zapalić zapałkę a gdy siarka z suchym trzaskiem wypali się i płomień ogarnie drewienko przesunąć nim parokrotnie po tytoniu ubitym w cybuchu tak aby żar był równomierny. A co powie dowódca frontu Jegorow? Nic. Przecież to carski pułkownik, jeżeli wyśle Budionnego w kierunku Warszawy to tak jakby się podporządkować Tuchaczewskiemu a ten za cara był tylko porucznikiem. Szczyt jego kariery to pomocnik dowódcy kompanii, nigdy nie dowodził nawet plutonem. Tak przynajmniej twierdził Jegorow. Swój człowiek, w 1905 roku stacjonował w Tyflisie i wieszał na miejscu zatrzymanych rewolucjonistów. Trzeba przyznać, że był skuteczny. Jakbyśmy się wtedy spotkali to ani chybi zawisłbym. On wie, że ja wiem a ja wiem, że to prawdziwa gwarancja naszej dobrej współpracy.

Ależ dobry ten tytoń ale zaciągać się nim trzeba powolutku raz za razem bo jak zrobi się to zbyt szybko to można poparzyć język. No to mam jasność, teraz tylko zawołać żołnierza i powiedzieć mu: leć do łączności i im powiedz, że żadnej depeszy od Tuchaczewskiego nie było. A jak powiedzą, że była, to im powiedz, że ja mówię, że nie było i będzie dopiero jutro to się da odpowiedź. A potem do Budionnego niech natychmiast rusza na Lwów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz