Wiedząc to wszystko wróciłem do moich chłopięcych lektur, znowu przeczytałem pamiętnik generała Prądzyńskiego, mądra głowa ale charakter histeryczny jak u kobiety w połogu. Cała masa pomysłów i brak woli aby wcielić je w życie. Jeszcze ciekawsza była "wojna polsko-ruska" generała Puzyrewskiego, zresztą zruszczonego Polaka. Był dowódcą okręgu warszawskiego a jego piękną karierę zniszczyła afera z pułkownikiem Grimmem. Ten przedstawił Puzyrewskiemu plan wojny z Niemcami, nader zmyślny tyle tylko, że opracowany przez niemiecki sztab generalny. Jak wykryto, że Grimm był szpiegiem to i karierę jego szefa diabli wzięli. I to wszystko pod okiem ochrany, policji zblazowanej własną doskonałością. A o wojnie polsko-ruskiej, bo to była rzeczywiście wojna a nie jakaś tam ruchawka ten Polak w mundurze ruskiego generała napisał całkiem trafnie. Skrupulatnie wyliczył wszystkie polskie błędy. Przede wszystkim nie mógł sie nadziwić, dlaczego Polacy nie przenieśli wojny na Ukrainę i Litwę co postulował Prądzyński i cierpliwie czekali aż Rosjanie wejdą, połączą siły i naszych zaduszą.
Ja nie zamierzałem czekać, tym bardziej, że raporty wywiadu były alarmujące. Bolszewicy wyraźnie kończyli białych Denikina i już szykowali się do akcji przeciwko Polsce, która właściwie była bez granic, na Zachodzie wszystko zależało od Ententy, o ile zechciałaby ona mniej lub więcej ścisnąć Niemcy. Na Wschodzie to sprawa inna – tu są drzwi, które się otwierają i zamykają i zależy, kto pierwszy przy nich się znajdzie. Tak więc działać należało naprawdę szybko. Moje rozmowy z panami politykami w tej sprawie przypomniały mi rok 1900, aresztowała mnie wtedy ochrona i byliby powiesili jak psa za jakiegoś swojego szpicla zabitego przez naszych. Poszedłbym na szubienice jak nic gdyby nie więzienny doktór Radziwiłłowicz, któren poradził mi symulować obłęd. Tak trafiłem z pawilonu X do petersburskiego szpitala dla wariatów imienia św. Michała Cudotwórcy. Kogóż tam nie było. Jeden wariat ogromnej postury nawet spętany potrafił taranować wszystkich innych. W stosunku do mnie czuł respekt i nazywał "barin". Gdy pewnego razu zaatakował powiedziałem mu "nie bij! zawtra budiesz bit". Posłuchał i się uspokoił a następnego dnia dawaj znowu bić pacjentów wołając "barin wielał". Inny szaleniec terroryzował wszystkich żądając papierosów. Gdy podszedł do mnie nakrzyczałem na niego: "wynoś się, a za to żeś tu przyszedł, przez pięć dni nie dostaniesz" a tamten grzecznie odszedł. Jeszcze inny z kolei udawał Zbawiciela co ponoć zdarza się bardzo często. Dziwne było jednak to, że inni szaleńcy bili mu pokłony i żądali cudu. Zrozumiałem wtedy jedną istotną rzecz, że ważniejsze od tego kim jesteś jest to za kogo inni cię mają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz