Trzy lata temu mogliśmy oglądać w telewizji gorszące sceny eksmisji betanek z klasztoru w Kazimierzy Dolnym. Zbuntowane przeciwko swoim przełożonym zakonnice uwierzyły, że ich przeorysza doznała objawień. W całej aferze główną rolę odegrał były franciszkanin, ksiądz Roman zafascynowany ruchami charyzmatycznymi i mający fatalny wpływ na siostry zakonne.
Identyczna historia już się kiedyś zdarzyła. W 1632 we francuskim mieście Loudun przeorysza klasztoru urszulanek Joanna od Aniołów oraz powierzone jej pieczy zakonnice zaczęły zdradzać objawy zbiorowej histerii. Sprawa szybko stała się głośna a nieszczęsne i sprawiające wrażenie obłąkanych kobiety stały się atrakcją turystyczną. Śledztwo osobiście nadzorowane przez kardynała Richelieu wykazało, że przyczyną całego zamieszania było dziwaczne praktyki spowiednika sióstr księdza Urbana Grandiera, libertyna i amatora kobiet.
Trzeba przyznać, że demoralizator zakonnic do ostatnich chwil pomimo zadanych mu męczarni zachowywał się z godnością i odmawiał przyznania się do winy. Być może dlatego podobnie jak wielu innych skończonych łajdaków uznawany jest za kryształową postać. Tak przynajmniej go przedstawia Aldous Huxley w swojej słynnej książce „Diabły z Loudun” na podstawie której powstała opera Krzysztofa Pendereckiego.
Grandiera oskarżono o doprowadzenie mniszek do opętania i po torturach spalono na stosie w 1634 roku. Tutaj kończą się różnice pomiędzy aferami w XVII wieku i XX gdyż ksiądz Roman w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie poniósł żadnych konsekwencji. Nie twierdzę, że należałoby go potraktować tak jak rozpustnika z Loudun. Ktoś taki jednak w żadnym wypadku nie powinien dalej pozostawać duchownym. Tymczasem okazuje się, że znalazł schronienie w diecezji łomżyńskiej i pełni posługę w jednym ze szpitali. Nie powinno to dziwić gdyż biskup łomżyński Stanisław Stefanek to ceniony konfident Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Stasiek”.
W całej tej sprawie jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy polskiego Kościoła: dziwaczne ruchy charyzmatyczne prowadzące do sekciarstwa, brak dyscypliny u części kleru i co najgorsze esbecka mafia gotowa zamieść pod dywan wszystkie nieprawidłowości. Co ciekawe liczba księży współpracujących z komunistycznymi służbami była znikoma w porównaniu z innymi grupami społecznymi a mimo to oni właśnie dzisiaj mają sporo do powiedzenia. Kościół musi prędzej czy później uporać się z tym problemem. W przeciwnym wypadku takie afery jak sprawa księdza
Romana i jego protektorów będą wykorzystywane przez tych, którzy chcieliby odebrać Polakom wiarę i pogrążyć ich w nihilistycznym, lewackim szambie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz