Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 23 lutego 2015

Oskar czyli porażka elementarnego poczucia sprawiedliwości

Jedną z ofiar Heleny Wolińskiej (w środku) był gen. August Emil Fieldorf „Nil”, którego po sfingowanym procesie skazano na śmierć. Na zdjęciu dwaj inni prokuratorzy PRL: Marian Frenkiel (z lewej) i Mieczysław Dytry

Zawsze zdumiewała mnie długowieczność zbrodniarzy i fakt, ze zazwyczaj nikt ich nie niepokoi gdy dokonują żywota w godziwych warunkach. Nie chodzi mi o zwykłych zbrodniarzy mających jedno czy dwa ludzkie życia na sumieniu ale o tych, którzy pozostawili po sobie całe cmentarze. Ci co znaleźli się w zasięgu ludzkiej sprawiedliwości jak na przykład Reinhard Heydrich, twórca planu wymordowania Żydów śmiertelnie ranny w zamachu czy bezpośredni wykonawca Endlosung Adolf Eichmann porwany przez Mossad i powieszony w Jerozolimie to niestety wyjątki potwierdzające regułę. Większość stalinowskich i hitlerowskich morderców spokojnie dożyła starości tak jak Josef Mengele prowadzący w Oświęcimiu pionierskie a zarazem zbrodnicze badania nad klonowaniem ludzi. Ten   musiał przynajmniej udawać, że się ukrywa. Od zbrodniarzy komunistycznych nie wymagano nawet tego, żyli sobie spokojnie otoczeni powszechnym szacunkiem.
Jak by tego było mało niektórzy z nich wciągani są na piedestał przez swoje ofiary. Właśnie w Hollywood nagrodzono Oscarem film traktujący o stalinowskiej zbrodniarce. Rozmowy z nią zainspirowały reżysera Pawła Pawlikowskiego do stworzenia dzieła uhonorowanego przez Amerykańską Akademię Filmową. Pierwowzorem filmowej Wandy Gruz jest Helena Wolińska, stalinowska prokurator odpowiedzialna miedzy innymi za skazanie na śmierć gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" legendarnego dowódcę Kierownictwa Dywersji AK. Pani Wolińska życiorys miała nietuzinkowy, działalność w ruchu komunistycznym rozpoczęła jeszcze przed wojną. W 1942 roku wyszła za mąż za późniejszego profesora ekonomii Włodzimierza Brusa. Drugim jej mężem został Franciszek Jóźwiak, komendant główny Milicji Obywatelskiej  co umożliwiło jej zrobienie błyskotliwej kariery w stalinowskim aparacie terroru. W 1956 roku wraca do pierwszego męża i zostaje podobnie jak wielu byłych ubowców uczoną. W 1970 roku państwo Brus osiadają w Anglii.  Brytyjczycy odrzucili wniosek o ekstradycję stalinowskiej zbrodniarki, która twierdziła, że jest niewinna a oskarżenia pod jej adresem są efektem polskiego antysemityzmu. Gdy 89 letnia Wolińska w końcu zmarła pochowano ją dwa dni przed oficjalnie podaną datą tak aby nikt nie zakłócił pochówku zbrodniarki. To, że uniknęła sądu można uznać za kompromitującą porażkę polskiego systemu sprawiedliwości. Jak jednak nazwać fakt nakręcenia gloryfikującego ją filmu w Polsce a następnie nagrodzenie go Oscarem? Porażką nas wszystkich a może elementarnego poczucia sprawiedliwości bez którego świat jawi się jako bezsensowny chaos. Nigdy nie twierdziłem, że nasz doczesny żywot jest sprawiedliwy a wszystko idzie ku lepszemu. Jednak takie historie jak z nagrodzonym filmem, które same ofiary kręcą aby wychwalać swoich katów (wbrew temu co się często pisze narodowość jednych i drugich nie ma tu najmniejszego znaczenia) i oskarżać się za niepopełnione winy stawiają nas twarzą w twarz z czystym złem, którego istnienie wielu próbuje negować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz