Zawsze
zdumiewała mnie długowieczność zbrodniarzy i fakt, ze zazwyczaj
nikt ich nie niepokoi gdy dokonują żywota w godziwych warunkach.
Nie chodzi mi o zwykłych zbrodniarzy mających jedno czy dwa ludzkie
życia na sumieniu ale o tych, którzy pozostawili po sobie całe
cmentarze. Ci co znaleźli się w zasięgu ludzkiej sprawiedliwości
jak na przykład Reinhard Heydrich, twórca planu wymordowania Żydów
śmiertelnie ranny w zamachu czy bezpośredni wykonawca Endlosung
Adolf Eichmann porwany przez Mossad i powieszony w Jerozolimie to
niestety wyjątki potwierdzające regułę. Większość
stalinowskich i hitlerowskich morderców spokojnie dożyła starości
tak jak Josef Mengele prowadzący w Oświęcimiu pionierskie a
zarazem zbrodnicze badania nad klonowaniem ludzi. Ten
musiał przynajmniej udawać, że się ukrywa. Od zbrodniarzy
komunistycznych nie wymagano nawet tego, żyli sobie spokojnie
otoczeni powszechnym szacunkiem.
Jak
by tego było mało niektórzy z nich wciągani są na piedestał
przez swoje ofiary. Właśnie w Hollywood nagrodzono Oscarem film
traktujący o stalinowskiej zbrodniarce. Rozmowy z nią zainspirowały
reżysera Pawła Pawlikowskiego do stworzenia dzieła uhonorowanego
przez Amerykańską Akademię Filmową. Pierwowzorem filmowej Wandy
Gruz jest Helena Wolińska, stalinowska prokurator odpowiedzialna
miedzy innymi za skazanie na śmierć gen. bryg. Augusta Emila
Fieldorfa "Nila" legendarnego dowódcę Kierownictwa
Dywersji AK. Pani Wolińska życiorys miała nietuzinkowy,
działalność w ruchu komunistycznym rozpoczęła jeszcze przed
wojną. W 1942 roku wyszła za mąż za późniejszego profesora
ekonomii Włodzimierza Brusa. Drugim jej mężem został Franciszek
Jóźwiak, komendant główny Milicji Obywatelskiej co
umożliwiło jej zrobienie błyskotliwej kariery w stalinowskim
aparacie terroru. W 1956 roku wraca do pierwszego męża i zostaje
podobnie jak wielu byłych ubowców uczoną. W 1970 roku państwo
Brus osiadają w Anglii. Brytyjczycy odrzucili wniosek o
ekstradycję stalinowskiej zbrodniarki, która twierdziła, że jest
niewinna a oskarżenia pod jej adresem są efektem polskiego
antysemityzmu. Gdy 89 letnia Wolińska w końcu zmarła pochowano ją
dwa dni przed oficjalnie podaną datą tak aby nikt nie zakłócił
pochówku zbrodniarki. To, że uniknęła sądu można uznać za
kompromitującą porażkę polskiego systemu sprawiedliwości. Jak
jednak nazwać fakt nakręcenia gloryfikującego ją filmu w Polsce a
następnie nagrodzenie go Oscarem? Porażką nas wszystkich a może
elementarnego poczucia sprawiedliwości bez którego świat jawi się
jako bezsensowny chaos. Nigdy nie twierdziłem, że nasz doczesny
żywot jest sprawiedliwy a wszystko idzie ku lepszemu. Jednak takie
historie jak z nagrodzonym filmem, które same ofiary kręcą aby
wychwalać swoich katów (wbrew temu co się często pisze narodowość
jednych i drugich nie ma tu najmniejszego znaczenia) i oskarżać się
za niepopełnione winy stawiają nas twarzą w twarz z czystym złem,
którego istnienie wielu próbuje negować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz