Szukaj na tym blogu

sobota, 4 kwietnia 2020

Zaraza roku szczura (10) O konieczności zachowania twarzy
















Niepozorny ale za to autentyczny fragment najstarszej części wielkiego Muru Chińskiego. Dzisiaj zastępuje go blokada informacyjna.



Przyczyny dla których komunistyczne władze Chin nie tylko nie poinformowały społeczności międzynarodowej o epidemii ale jeszcze nakłoniły Światową Organizację Zdrowia (teraz powinna się ona nazywać Światową Organizacją Zarazy) do zachowania w tajemnicy ostrzeżeń ze strony Tajwanu wydają się oczywiste. Większości komentarzy zakłada, że jest to typowe działanie niedemokratycznych reżimów gdy dochodzi pod ich panowaniem do jakiejś klęski. W identyczny sposób zareagowali władcy Kremla na wieść o katastrofie w Czernobylu w kwietniu 1986 roku. W całym bloku wschodnim jak gdyby nigdy nic zorganizowano masowe pochody pierwszomajowe z obowiązkowym udziałem młodzieży szkolnej a informacja o zagrożeniu toksycznym pyłem została oficjalnie potwierdzona przez władze ZSRR dopiero gdy radioaktywna chmura zaczęła się przemieszczać nad Europą. Reakcja komunistów rosyjskich i chińskich była podobna gdyż taka jest logika działania stworzonych przez nich systemów. Jednak skutki w obydwu przypadkach są diametralnie różnie. Zniszczenie reaktora w Czernobylu stało się gwoździem do trumny już i tak sypiącego się imperium natomiast epidemia koronawirusa nie tylko nie zaszkodziła ekipie sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga lecz wręcz przeciwnie doprowadziła do dalszego wzmocnienia jego pozycji.

Tłumaczenie postępowania chińskich władz logiką systemu komunistycznego jest w zasadzie słuszne tyle tylko, że niewystarczające. Bezwład i asekuranctwo monstrualnie rozbudowanej i niekompetentnej biurokracji były czynnikami niewątpliwe sprzyjającymi ukrywaniu prawdy o zarazie. Nie były to jednak czynniki decydujące o podejmowaniu decyzji na najwyższym szczeblu. Aby w pełni zrozumieć działania władców Państwa Środka należy się odwołać do ich mentalności. nie jest to zadanie proste gdyż reguły panujące w społeczeństwie chińskim są dla człowieku z Zachodu właściwie nieczytelne. Początkowo wydaję się, że są one zbliżone do naszych a różni je jedynie orientalna specyfika. Jednak prędzej czy później orientujemy się jak bardzo jesteśmy w błędzie. Przyjrzyjmy się więc społeczeństwu Państwa Środka przez chińskie okulary.

Każdy Chińczyk tkwi w sieci powiązań społecznych określanych jako "guanxi" obejmujących trzy sfery: powiązań rodzinnych (jiren), znajomości (shuren) i relacji z obcymi (shengren). Podstawą "guanxi" jest relacja wzajemności (renquin), polega ona na konieczności odwzajemniania się za uzyskane korzyści. Ponieważ społeczeństwo chińskie jest silnie zhierarchizowane funkcjonowanie tej zasady można by w dużym uproszczeniu porównać do relacji wasal-lennik w średniowiecznej Europie. Warunkiem właściwego funkcjonowania jednostki w sieci "guanxi" jest zachowanie przez nią twarzy gdyż jej utrata oznacza publiczne upokorzenie dla całej wspólnoty.

Na określenie twarzy w języku chińskim występują dwa słowa: "lian" i "mianzi", których znaczenie w sensie fizycznym jest identyczne natomiast w sensie społecznym oznaczają one dwie zupełnie różne rzeczy. "Lian" ma charakter wyłącznie indywidualny i dotyczy moralności jednostki a jego utrata w wyniku naruszenia norm panujących w grupie społecznej może być bezpowrotna. Z kolei "mianzi" oznacza prestiż w oczach grupy osiągnięty dzięki sukcesom życiowym i zawodowym, miejscu w hierarchii społecznej lub piastowanemu stanowisku. W odróżnieniu od "lian" "mianzi" można wielokrotnie stracić i odzyskać co jest zjawiskiem nader często spotykanym na biurokratycznej karuzeli stanowisk. Zasadnicza różnica polega na tym, że "lian" jest niezbędnym warunkiem posiadania "mianzi", które jest ono od niego całkowicie niezależne. W przeciwieństwie od "lian" "mianzi" może mieć także charakter kolektywny i obejmować nie tylko instytucje ale całe grupy społeczne.

Spróbujmy przenieść te cokolwiek teoretyczne i siłą rzeczy bardzo mocno uproszczone rozważania na grunt praktyki. Lokalne władze w Wuhan ukrywały fakt wybuchu epidemii licząc na to, że sobie z nią poradzą przed 12 stycznia gdy w Wuhan miał się odbyć zjazd przedstawicieli Komunistycznej Partii Chin z prowincji nie tracąc swojego "mianzi". Z tego samego powodu zezwolono na wyjazd kilku milionów ludzi z prowincji w związku z obchodami Chińskiego Nowego Roku mimo szalejącej tam zarazy. Gdy sytuacja wymknęła się spod kontroli epidemia zaczęła zagrażać utratą "mianzi" nie tylko lokalnemu komitetowi partyjnemu w Wuhan ale także ekipie genseka Xi Jinpinga. Trzeba przyznać, że Xi uratował swoje nadwątlone "mianzi" szeregiem mistrzowskich posunięć jakich nie powstydzili by sie najwięksi cesarze w historii Chin. Najpierw się usunął w cień wysyłając do Wuhan premiera tak aby na niego spadło całe odium. Po czym gdy się znowu pojawił zarządził drastyczne i energiczne działania, dokonał czystki w aparacie partyjnym w Wuhan surowo piętnując dotychczasowa opieszałość tamtejszych biurokratów. Błyskawicznie też zlikwidowano kilka miliardów krytycznych wobec partii wpisów w internecie, który jest znowu pod całkowitą kontrolą. Pozycja Xi uległą dalszemu wzmocnieniu a media pokazują go jako zbawcę pokonującego zarazę.

Jednak na arenie międzynarodowej swoje "mianzi" utracił nie tylko Xi ale całe Państwo Środka, które stało sie obiektem powszechnej krytyki gdy zaraza rozlała się po całym świecie. za teren Chin. Teraz jesteśmy świadkami systematycznego odzyskiwania twarzy przez Chiny. Najpierw triumfalnie ogłoszona, że władze poradziły sobie z zaraza co może być nawet prawda wziąwszy pod uwagę skale i drastyczność użytych w tym celu środków. Gospodarka chińska znowu zaczęła normalnie funkcjonować w przeciwieństwie do europejskiej czy amerykańskiej przytłoczonej epidemią. A już absolutnie mistrzowskim zagraniem jest wysyłanie do różnych krajów samolotów z maseczkami i testami z których i tak spora cześć nie działa. Chińscy komuniści słusznie zauważyli, że zasada wzajemności "renqiun" może być zrozumiała nawet przez długonosych barbarzyńców żyjących gdzieś tam na końcu świata. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz