Chcemy,
aby Rosja i Polska zostały gwarantami demokracji i obrony praw
wszystkich narodów zamieszkujących Ukrainę – pisze do Polaków
pełnomocnik Władimira Putina. Zamieszczona w Rzepie wypowiedź to
wykładnia polityki rosyjskiej wobec Polski w ciągu najbliższych
paru lat. Dlatego warto ją przeanalizować mimo że nic w niej
specjalnie nie zaskakuje.
Oto
czego możemy się dowiedzieć od pana Babakowa na temat
derusyfikacji i depolonizacji:
Po
rozpadzie Związku Radzieckiego około 25 milionów naszych rodaków,
obywateli podających się za Rosjan, znalazło się poza granicami
kraju. Większość z nich – na terenie nowej Ukrainy. Rosja
musiała pogodzić się z tym rozpadem. W niektórych nowych
państwach, na przykład w Uzbekistanie, Rosjan się pozbyto, w
innych, na przykład na Łotwie – nie przyznawano im obywatelstwa.
W porównaniu z nimi Ukraina w swojej polityce narodowej nie
wyróżniała się szczególną surowością względem mniejszości
narodowych. Podejmowano oczywiście niepozbawione sukcesów próby
rewizji wspólnej historii za Kuczmy i Juszczenki.
Ale
to za prezydentury Janukowycza uchwalono ustawę o językach, która
mówi, że w miejscach zagęszczenia Polaków, Rosjan czy innych
narodowości językiem urzędowym może być język danej grupy
mieszkańców. Mimo to nowe, samozwańcze władze, które dokonały
przewrotu w Kijowie i obaliły legalnie wybranego prezydenta
Janukowycza, rozpoczęły swoją działalność od wypowiedzenia
ustawy o językach mniejszości narodowych. Zatem zarówno Rosjanom,
jak i Polakom mieszkającym na Ukrainie będzie teraz trudniej
komunikować się w języku ojczystym. Ten krok, według „gorących
głów" Majdanu, jest zaledwie początkiem derusyfikacji,
depolonizacji i „ukrainizacji" Ukrainy.
Pan
Babakow ma całkowitą rację w tej kwestii zapomniał tylko
powiedzieć, że absurdalne pomysły językowe są dziełem ugrupowań
od dawna sponsorowanych przez rosyjskie służby.
Kremlowi udało się postawić na czele autentycznej i antyrosyjskiej
rewolucji swoją agenturę. Nie było to takie trudne, wystarczyło
dofinansować Swobodę Tiahnyboka i podrzucić trochę broni
banderowskiej części Prawego Sektora. Moskwa trafnie przewidując
antymoskiewski zryw zawczasu zadbała o odpowiednie uplasowanie
swojej agentury. Starą metodę carskiej ochrany w twórczy sposób
rozwinęła KGB i jej następczyni FSB. Twierdzenia jakoby
Swoboda rozwinęła się
jedynie z datków ukraińskiej diaspory, głównie kanadyjskiej
uważam za fałszywe chociażby dlatego, że pomimo dużych wpływów
nie dysponuje ona środkami umożliwiającymi banderowcom tak szybki
rozwój przed rewolucją na Majdanie. Moim zdaniem sponsor może być
tylko jeden-tajne służby Rosji.
Dzięki
swojej wariackiej retoryce banderowcy skutecznie skierowali w objęcia
Putina rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy, którzy zanim
usłyszeli o pomysłach Swobody woleli raczej mieszkać w kraju
zmierzającym do Europy niż Azji. Plany dotyczące powszechnego
wprowadzenia języka ukraińskiego w kraju w którym większość
ludności nim się posługuje niewątpliwie musieli wymyślić nie
ukraińscy nacjonaliści ale fachowcy z Łubianki. Tiahnybok i jego
komanda tylko je rozpropagowali.
Trudno
też odmówić racji panu Bajbakowowi gdy twierdzi, że:
Dla
nowych władz Ukrainy głównym przywódcą duchowym jest lider UPA
Stepan Bandera, który w swoim wezwaniu do Ukraińców z 30 czerwca
1941 roku pisał: „Narodzie! Wiedz! Moskwa, Polska, Węgrzy,
Żydostwo – to twoi wrogowie. Niszcz ich!". Jak wiadomo,
Bandera swoje wezwania popierał czynami, eksterminując Polaków,
Żydów i Rosjan na zachodniej Ukrainie.
Niechęć
do pokuty za popełnione zbrodnie u kontynuatorów działalności
Bandery wyraźnie widać w próbach przemilczenia 70. rocznicy rzezi
wołyńskiej oraz demonstracyjnej nieobecności najważniejszych osób
podczas wizyty prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego w Łucku.
Można zatem skonstatować, że ci, którzy nazywają się nowymi
władzami Ukrainy, są nastawieni negatywnie zarówno wobec Warszawy,
jak i Moskwy.
Można
by jednak dodać, że gdyby banderowców nie było to Moskwa musiała
by ich wymyślić ze względu na liczne korzyści. Najważniejsza
jest ta, że gdy banderowcy ostatecznie przejmą rządy Putin będzie
mógł ich zdmuchnąć jak świecę. Wystarczy szeroko zakrojona
akcja publikacji w światowych mediach autentycznych materiałów
dotyczących zbrodni dokonanych przez tych obłąkanych zbrodniarzy w
czasie II wojny światowej na bezbronnej ludności polskiej,
żydowskiej i ukraińskiej. W historii światowego ludobójstwa nie
dokonano jeszcze mordów tak szokujących swoim okrucieństwem jak
zrobili to herosi spod znaku tryzuba. Każdy czytelnik porannej
prasy, który zobaczy zdjęcia poćwiartowanych kobiet i nabitych na
sztachety dzieci dojdzie do wniosku, że jedyne co mógł zrobić
Putin to rozpędzić całe to tałatajstwo odwołujące się z dumą
do podobnego dziedzictwa.
Zobaczycie
wówczas, że nawet polskie media takiej jak gazownia systematycznie
odrzucające jakiekolwiek informacje o męczeńskiej śmierci z rąk
banderowców 200 tysięcy Polaków zmienią zdanie i zaczną
publikować materiały na ten temat. Słaba to jednak pociecha gdyż
wówczas cała Ukraina będzie w rekach Putina, niestety Polska
również też. Dlatego to nie ksiądz Isakowicz Zaleski i
kresowianie walczący o prawdę o masowej zbrodni są agentami Moskwy
ale ci, którzy organizują na nich absurdalna nagonkę pod zarzutem
sprzyjania Rosji.
Pan
Bajbakow perfidnie porównuje mord katyński i wołyński mimo, ze
ten pierwszy był dziełem sowieckiego państwa a drugi ugrupowania
nie reprezentującego większości Ukraińców:
Nie
tak dawno przetoczyła się w ukraińskich mediach analogiczna
kampania informacyjna przeciwko Polsce – dotyczyła ofiar rzezi
wołyńskiej, braku potrzeby uczczenia ich pamięci oraz
usprawiedliwiania tej tragedii. Niektórzy znani politycy ukraińscy
zniżyli się do tego, by zamiast słów skruchy i przeprosin, które
Rosja przekazała Polsce w związku z tragedią w Katyniu, mówić o
„wiejskim charakterze" rzezi wołyńskiej, próbując
przedstawić ją jako wojnę o ziemię, a nie ukierunkowane –
nazywajmy rzeczy po imieniu – ludobójstwo ludności polskiej.
Kiedyś
bardzo dawno temu Grecy nie mogąc zdobyć Troji podrzucili jej
obrońcom drewnianego konia z ukrytą wewnątrz załogą, prezent
został przyjęty pomimo ostrzeżeń niejakiego Loakona, który
próżno wołał że należy strzec się Greków nawet jak nam coś
dają. Ta archetypiczna sytuacja powtarza się w historii
wielokrotnie. Dzisiaj Moskwa kusi nas wspólnym antyukraińskim
sojuszem usiłując perfidnie wykorzystać naszą ciągle niezagojoną
ranę wołyńskiego ludobójstwa. Co gorsza mogą w Polsce znaleźć
się wpływowe środowiska, które chętnie groźny rosyjski dar.
Obawiałbym się przede wszystkim poczynań Donalda Tuska po
ewentualnych kolejnych zwycięskich wyborach. Dzisiaj głośno
potępia Putina bo to jest trendy a przecież niedawno nie mógł się
go nachwalić. Kolejna wolta to dla dla premiera żaden problem tym
bardziej, że nie zdziwiłbym się gdyby Rosjanie mieli w zanadrzu
jaką jego sweet focię lub wypowiedź ze Smoleńska
Przyjęcie
rosyjskich propozycji w sprawie Ukrainy niewątpliwie skończy się
dla nas tak samo fatalnie jak przyjęcie drewnianego konia przez
Trojan. Wspólne kondominium polsko-rosyjskie będzie etapem na
drodze do całkowitego zdominowaniem naszego kraju przez Moskwę
dokładnie tak jak to miało miejsce pod koniec XVIII wieku.
Jeżeli
kolejne wybory wygra Kaczyński to taki wariant współpracy jaki
proponuje nam Babakow odpada. Wtedy jednak istnieje
niebezpieczeństwo, że wpadniemy w drugą pułapkę zastawioną na
nas przez Rosjan a mianowicie damy się wkręcić w daleko idącą
współpracę z banderowcami będącymi kremlowską agenturą. Taki
wariant też skończyłby się dla nas fatalnie. Wypowiedzi
niektórych współpracowników prezesa jak np. pana Żurawskiego vel
Grajewskiego świadczą o daleko posuniętej gotowości wejścia w
podobne układy. Pozostaje mieć nadzieję, że Kaczyński ma więcej
zdrowego rozsądku niż jego pożal się Boże doradcy do spraw
wschodnich. Być może przypadek piewcy banderowców- Pawła Kowala
go czegoś nauczył.
Kiedy
Polsce opłacać się będzie odrzucenie splendid isolation
będącej dzisiaj jedyną sensowną taktyką wobec kwestii
ukraińskiej? To proste-gdy tylko tamtejsze społeczeństwo wyłoni
jakieś poważne przywództwo, które odsunie od władzy banderowców
niszczących swój kraj na polecenie Kremla. Liczyłbym na kogoś z
kręgu wojskowych, ponieważ Arsenij Jaceniuk i gazowa księżniczka
Julia Tymoszenko to postacie niepoważne. Gdyby tak się stało to
Polska powinna udzielić Ukrainie wszelkiej możliwej pomocy z
wojskową włącznie bo przecież lepiej będzie powstrzymywać
Rosjan nad Dnieprem niż nad Wisłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz