Aby
zrealizować swoje plany odbudowy imperium Rosja kusi nas wspólnym
antyukraińskim sojuszem. Propozycje takie w rozmaitej formie składa
rzecz jasna nie sam Putin ale ludzie specjalnie do tego wyznaczeni.
Niedawno w Rzepie ukazał się wywiad z jego pełnomocnikiem
Bajbakowem, który otwartym tekstem przedstawił wizję Ukrainy jako
przyszłego polsko-rosyjskiego kondominium
perfidnie przy tym nawiązując do niezagojonej rany wołyńskiego
ludobójstwa. Z kolei Bajbakowa przebił swoją wspaniałomyślnością
poseł do Dumy Władimir Żyrinowski (tak, tak to ten sam, który
porównał kiedyś Polskę do prostytutki biegającej od klienta do
klienta) oferując nam podział Ukrainy, której część
południowo-wschodnia dostała by się w ręce Rosji a zachodnia
przypadłaby Polsce.
Analizując
podobne propozycje warto przypomnieć sobie kim właściwe jest
Władimir Żyrinowski. Urodzony w
1946 roku z wykształcenia orientalista i prawnik w 1983 roku
rozpoczął starania o uzyskanie zgody na wyjazd do Izraela, działał
także w towarzystwach kultury żydowskiej przez co u skrajnych
nacjonalistów rosyjskich zyskał przydomek koszernego
patrioty. Rozwój jego Liberalno-
Demokratycznej Partii Rosji był możliwy dzięki sponsorowi
Andriejowi Zawidiji, który w 1989 roku otrzymał nisko oprocentowany
kredyt od KC PZPR w wysokości 3 mln rubli. Podczas wyborów
prezydenckich w czerwcu 1991 roku Żyrinowski uzyskał 8% głosów
zajmując trzecie miejsce po Borysie Jelcynie i Nikołaju Ryżkowie.
Wybory parlamentarne w grudniu przyniosły LDPR 24 % głosów.
Początkowo liczba członków LDRP błyskawicznie rosła- w 1992 roku
było ich 70 tysięcy a w 1994 już 125 tysięcy, później jednak
liczba ta spadła. Skrajnie nacjonalistyczne poglądy Żyrinowskiego
przysporzyły mu wielu zwolenników równocześnie jednak zostały
one podchwycone przez innych polityków. W Rosji na początku lat
90-tych pojawił się typ nacjonalisty nomenklaturowego –
aparatczyka, który stał się zwolennikiem gospodarki rynkowej i
prozachodnim liberałem aby z kolei przekształcić się w wojującego
nacjonalistę. Żyrinowski próbował podbić stawkę głosząc coraz
bardziej skrajne poglądy (na przykład konieczność ostatecznego
rozwiązania kwestii muzułmańskiej w Rosji). Rychło jednak okazało
się, że jego ugrupowanie nie odegra decydującej roli politycznej.
Teraz
za rządów Putina kandydat na rosyjskiego fuhrera odnalazł i
odnalazł swoje miejsce, Kreml używa go do co bardziej brudnych
zagrań i wygłaszania wypowiedzi, których sam nie chciałby
firmować. Poglądy Władymira Wolfowicza nie zmieniły się ani o
jotę. Jeszcze przed wyborami w Stanach wyraził radość z faktu, że
Barak Obama „rozwali Amerykę jak Gorbaczow Związek Radziecki”.
Ten syn „Rosjanki i prawnika” (jak sam się określił) a zarazem
skrajny nacjonalista powiedział głośno o tym, o czym od dawna
marzyli władcy Kremla: Ameryka obezwładniona nieudolnymi rządami i
kryzysem gospodarczym wycofuje się z zaangażowania militarnego i
politycznego na świecie. W wytworzoną w ten sposób lukę wchodzą
miłujący pokój spadkobiercy Związku Radzieckiego.
Niestety
wszystko wskazuje na to, że rosyjski Palikot może mieć rację.
Zapowiadane przez Obamę zwiększenie wydatków na cele socjalne
oznacza automatycznie ograniczenie wydatków wojskowych bez których
można jedynie wygłaszać przemówienia potępiające agresorów.
Próba generalna jaką była Gruzja utwierdziła kremlowskich
szachistów, że nie podskoczy im ani niezdolny do działania
biurokratyczny twór jakim jest Unia Europejska ani kunktatorskie
Stany Zjednoczone.
Z zaistniałej sytuacji Putin i jego szachiści wyciągnęli wnioski
i dokonali Anschlussu Krymu co poszło im zdumiewająco łatwo.
Rosjanie zabrali sobie półwysep ot tak po prostu jak złodzieje
walizkę pijanemu podróżnemu na dworcu Kurskim w Moskwie.
Niestety
wszystko wskazuje na to, że pójdą dalej a przy okazji będą
próbować wkręcić w zajmowanie Ukrainy Polskę. Przyjęcie
rosyjskich propozycji w tej sprawie niewątpliwie skończy się dla
nas fatalnie. Wspólne kondominium polsko-rosyjskie będzie etapem
na drodze do całkowitego zdominowaniem naszego kraju przez Moskwę
dokładnie tak jak to miało miejsce pod koniec XVIII wieku.
Niezależnie
od tego na ile rosyjskie propozycje są poważne mogą w Polsce
znaleźć się wpływowe środowiska, które chętnie je przyjmą.
Nie wiadomo jak w tej kwestii zachowa się Donald Tusk po
ewentualnych kolejnych zwycięskich wyborach. Dzisiaj głośno
potępia Putina bo to jest trendy a przecież niedawno nie mógł się
go nachwalić. Kolejna wolta to dla dla premiera żaden problem.
Jeżeli
kolejne wybory wygra Kaczyński to taki wariant współpracy jaki
proponuje nam Babakow lub Żyrinowski odpada. Wtedy jednak istnieje
niebezpieczeństwo, że wpadniemy w drugą pułapkę zastawioną na
nas przez Rosjan a mianowicie damy się wkręcić w daleko idącą
współpracę z banderowcami będącymi kremlowską agenturą. Taki
wariant też skończyłby się dla nas fatalnie. Pozostaje mieć
nadzieję, że Kaczyński ma więcej zdrowego rozsądku niż jego
pożal się Boże doradcy do spraw wschodnich. Być może przypadek
piewcy banderowców- Pawła Kowala go czegoś nauczył.
Dzisiaj
jedyna sensowną polska polityką w kwestii ukraińskiej wydaje się
być daleko idący dystans, coś w rodzaju splendid isolation.
Aby w jakikolwiek sposób tam się zaangażować musi być
spełniony jeden zasadniczy warunek: Ukraińcy muszą sami pozbyć
się banderowców destabilizujących swój kraj na polecenie Kremla.
Liczyłbym na kogoś z kręgu tamtejszych wojskowych, ponieważ
Arsenij Jaceniuk i gazowa księżniczka Julia Tymoszenko to postacie
niepoważne. Gdyby tak się stało to Polska powinna udzielić
Ukrainie wszelkiego możliwego poparcia także militarnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz