Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 18 lipca 2022

Fragmenty nieopublikowanej powieści "Sierpień". Rozdział 2. Piłsudski (1)

























Całe życie byłem heretykiem. Wszędzie gdzie byłem traktowano mnie jak odszczepieńca. W szkole, na zesłaniu. W szkole bo nie akceptowałem plujących nam w twarz każdym słowem nauczycielom. Dla Polaków byłem litewskim księciem Ginaitisem, dla Litwinów polskim panem Piłsudskim. Dla braci szlachty socjalistą. Wydawało mi się, że właśnie u nich wreszcie będę sobą. Ale nie, jak wydawałem Robotnika to byłem dla nich dziennikarzem. Jak stworzyłem Organizację Bojową i zaczęliśmy walczyć naprawdę to terrorystą. A po akcji w Bezdanach gdzie zajęliśmy pociąg z pieniędzmi to pospolitym bandytą. Potem w Galicji jak zacząłem organizować pierwsze oddziały na przyszłą wojnę to dla wojskowych byłem dyletantem a dla dyletantów wojskowym. I tak dookoła Wojtek. A wszystko dzieje się inaczej niż to sobie zamierzymy, wszystko. Jedno tylko było pewne, że wojna wybuchnie. A gdy tak się stało wszyscy byli zdziwieni, tylko ja się zdziwiłem, że nastąpiło to tak późno. Jeszcze w 1908 roku w Krakowie zacząłem studiować rosyjską doktrynę wojenną. Ich plan był prosty- w przypadku niemieckiego ataku wycofać się na linię Wisły gdzie w oparciu o twierdzę Modlin można się było skutecznie bronić a potem przy osłabieniu Prusaków wygrać jedną rozstrzygająca ofensywą. W ten sposób spora część terytorium Polski znalazłaby się w próżni przed wkroczeniem Niemców. I to była sytuacja o które powstańcy styczniowi mogli tylko marzyć. Trzeba było tylko na tych terenach wywołać powstanie, zorganizować oddziały i oczywiście utworzyć Rząd Narodowy, który mógłby pertraktować z Niemcami a ci musieliby rozważyć czy lepiej z nami walczyć czy sie dogadywać. Przeczytałem wszystko co mi wpadło w ręce na temat Powstania Styczniowego. Dziwne ale na jego organizatorach wszyscy wieszają psy, że niby szaleńcy rzucili sie na silniejszego i cały naród przez nich cierpi. Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli. A inni jeszcze głupsi dawaj ich wysławiać pod niebiosa, że niby tak szlachetnie oddali życie za ojczyznę. Wszystko to bajki. Historia to kapryśna niewiasta co się po grobach przodków naszych, miejscach hańby i chwały przechadza. Nie ma co się na nią obrażać tylko za tyłek złapać i nie puścić, to jest niezbędne. Dzięki niej możemy zobaczyć jakie popełniono błędy i zastanowić się jak ich nie powtórzyć i co w podobnej sytuacji lepiej zrobić. Bo wszystko sie powtarza, historia to taka kołomyjka. A błędów powstańcy popełnili sporo chociaż nie tych za które ich się potępia. Decyzja o wybuchu powstania mimo, że wymuszona okolicznościami była słuszna. Młodzież się burzyła, spiskowała to i margrabia Wielopolski rządzący w Polsce w imieniu cara zarządził brankę. Jak to mawiał ten stary diabeł Talleyrand: to gorzej jak zbrodnia -to błąd. Wielopolski powinien na to całe buntujące sie towarzystwo chuchać i dmuchać bo przecież tylko dzięki nim car dał mu porządzić w Polsce. No ale chciał szast prast zrobić porządek. Zarządził nadzwyczajny pobór do carskiego wojsko gdzie było gorzej niż na katordze no i cała ta rozpolitykowana młódź uciekła do lasu i zaczęło się powstanie. A co niby mieli robić, iść do ruskiego wojska i walczyć z Czeczeńcami na Kaukazie. Toć przecież lepiej zginąć pod własną komendą i sztandarem niż pod ruskim walcząc z takimi samymi powstańcami jak i oni. Że represje, straty, uwłaszczenie niszczące szlachtę. Przecież i tak by były tylko jeszcze gorsze. Powstanie nie było szaleństwem, mogło wygrać gdyby potrwało trochę dłużej. Długo nad tym myślałem. A najciekawiej napisał o tym jeden Szwajcar, pułkownik ichniej armii co przyjechał przyjrzeć sie polskiemu powstaniu. Jak wszystko upadło wrócił do siebie i napisał memoriał. Mądra głowa, zaczął od tego, że aby kontrolować jakiś teren gdzie powstańcy grasują to na jednego wiejskiego Jasia z kosą na sztorc trzeba kilkunastu jegrów i tak wszystkich miejsc gdzie Jasie mogą zaatakować nie da się obstawić. A z tym się wiążą koszta utrzymania wojska, Rosja je wytrzymała choć gdyby tak jeszcze musieli trzymać tylu żołnierzy z rok lub dwa zaczęliby negocjacje. No ale nie udało się nam bo błędów popełniono co niemiara. Po pierwsze taka awantura to rzecz poważna i żeby ją wygrać to niezbędne są trzy rzeczy których nasi nie mieli w styczniu 1863 roku: wsparcie z zagranicy, uzbrojenie i wyszkolona kadra. Wsparcie z zagranicy żadne a ten cesarz Napoleon III to typowy Francuz, wyglądał jak sutener, politykował jak sutener i jak sutener skończył. Bonapart jak patrzył na niego z nieba to się musiał zwomitować. Broń niby zakupiono a i tak wpadła w ręce Rosjan, kadra bitna ale wyszkolonych dowódców było za mało. W Krakowie zorientowałem się, że to wszystko można zrobić. Z wywiadem niemieckim i austriackim się dogadałem, jeden oficer ochrany ma więcej oleju we łbie, niż oni wszyscy razem wzięci. Z legionów podśmiechiwano się ale przyszli dowódcy powstania już byli a broń dostaliśmy od najjaśniejszego pana po krótkim austriackim gadaniu. Wszystko było gotowe jak należy. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz