Szukaj na tym blogu

środa, 16 grudnia 2020

Ochotnik o ucieczce z domu (Fragmenty nieopublikowanej powieści)

 



 













Gen. Władysław Sikorski z żołnierzami 5 Armii nad Wkrą, sierpień 1920

Starannie przygotowałem się do ucieczki, zapakowałem niezbędne rzeczy do plecaka i zostawiłem list do rodziców w którym napisałem gdzie jadę i żeby się nie martwili. Było mi strasznie przykro bo wiedziałem, że będę musiał swoim postępowaniem zmartwić te osoby, które kochałem najbardziej na świecie. Nie mogłem się już jednak w żadnym wypadku wycofać bo co miałbym powiedzieć moim kolegom z drużyny harcerskiej z którymi miałem jechać do Warszawy, że zostaję bo moja matka płacze? Jak każde dziecko marzyłem kiedyś, że będę dorosły a teraz mam 16 lat i musiałem podjąć pierwszą całkowicie samodzielną decyzję wiedząc, że przyczynię zgryzoty rodzicom. Z domy wymknąłem się bez problemu a potem z całą moją drużyną harcerską pojechaliśmy koleją do Warszawy jak na wycieczkę.

Tam powiedziano nam, że ochotnicy kierują się do Cytadeli o której wielokrotnie opowiadał nam nauczyciel. Ta potężna, ceglana budowla była jak pięść wzniesiona nad Warszawą przez zaborcę na wypadek gdyby Polacy chcieli znowu być wolni. Teraz pełno tu młodzieży, ochotników takich jak my. A przecież w tym miejscu więziono, katowano i mordowano Polaków. To tutaj powieszono Romualda Traugutta i innych członków Rządu Narodowego. Gdzieś tu na stokach stała ich szubienica. O czym myśleli przed śmiercią? Na pewno o Polsce. Jestem pewien, że nie stracili nadziei na niepodległość nawet wtedy gdy kat zakładał im stryczki na szyję. A może Traugutt widział oczyma wyobraźni polskich żołnierzy stacjonujących tutaj i tysiące młodych ochotników rwących się do walki z zaborcą.

U mnie w domu nie mówiło się o powstaniu w którym zginał jeden z moich wujów, Walenty. Raz tylko ojcu na jakimś zjeździe rodzinnym się wyrwało coś na ten temat. Jedna z ciotek zaczęła wychwalać tego co poległ w powstaniu. Ojciec długo słuchał tego cierpliwie i w końcu nie wytrzymał, przerwał jej i powiedział, że zamiast durno ginąć Walenty powinien założyć rodzinę i wychować dzieci na dobrych Polaków. Trafił jednak w złe towarzystwo, durniów co zamiast brać się do roboty jak porządni ludzie woleli bez broni zaatakować potężne imperium. Zapadła cisza i przez chwilę nikt się nie odzywał aż ciotki znów zaczęły trajkotać po ile teraz jajka na targu.

Ojciec miał sporo racji ale z drugiej strony niewątpliwie rację miał też mój nauczyciel, który twierdził, że jakby nie przegrane powstanie tu duch by całkiem upadł w narodzie i teraz byśmy po rusku gadali jak kacapy i w ogóle nie wiedzielibyśmy żeśmy są Polakami. Myślę, że te tłumy młodzieży w punkcie werbunkowym zjawiły się tylko dlatego, że pamięć o powstaniu nadal jest żywa. Chyba nie tylko ja w tym miejscu ale i inni przypomnieli sobie o Traugutcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz