Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 21 lutego 2022

Fragmenty nieopublikowanej powieści "Sierpień". Rozdział 10. Korespondent wojenny (4)




















W spektaklu teatralnym zwanym wojną występują i mieszają się wszystkie konwencje. Oto na przykład rusza do ataku oddział ułanów, słychać dźwięk trąbki. To scena z operetki „Lekka kawaleria”, wręcz słyszę skoczną muzykę Franza von Suppego. I nagle jak werbel zaczynają grać karabiny maszynowe z taczanek i widać jadących z przeciwnej strony oddział kawalerzystów Budionnego. Najpopularniejszy motyw muzyczny operetki kończy się dźwiękiem rogów w niepojęty dla mnie sposób przechodząc w galop Walkirii Wagnera. To właściwie ta sama muzyka co na początku ale już nie tak wesoła tylko złowieszcza i groźna. Operę Wagnera „Walkiria” obejrzałem w Warszawie w 1903 roku a teraz widzę jak Brunhilda, Gerholda i Zygruna nadlatują na pole bitwy.

Każdy spektakl teatralny możemy podzielić na akty poprzedzone punktem zwrotnym. Wszystkie sztuki Szekspira, który jest ciągle niedościgłym wzorem skonstruowane są według tych samych prawideł: mamy w nich trzy akty i dwa punkty zwrotne. A skoro wojna to teatr to spróbujmy na nią spojrzeć według tych prawideł. Pierwszy akt jest tromtadracką farsą i kończy się zajęciem Kijowa 7 maja 1920 roku. Punkt zwrotny nastąpił 5 czerwca gdy Konarmia Budionnego przełamała polskie pozycje. Akt drugi to tragedia ale nie antyczna tylko bardziej współczesna, krwawa i beznadziejna. Rozgrywają się w nim sceny rodem z Grand Guignolu, bolszewicy urządzili gigantyczny gabinet grozy: w Żytomierzu wyrzynają polski garnizon, W Berdyczowie mordują w wyjątkowo okrutny sposób 600 rannych w tamtejszym szpitalu. A to co zrobili z sanitariuszkami zawstydziłoby samego Kubę Rozpruwacza. Jeżeli ich nie zatrzymamy to żaden szpital od Lizbony po Messynę nie będzie bezpieczny.

Parokrotnie oglądałem pomordowanych polskich jeńców. Zawsze dokonywało się to z wyjątkowym okrucieństwem. Pokazywano mi ułanów wziętych do niewoli i zmasakrowanych ciosami szabel, zamiast twarzy mieli krwawą masę. Oprawcy musieli włożyć w to sporo wysiłku, nie wystarczyło im zabicie bezbronnych ale musieli jeszcze zrobić to w taki sposób. Wszyscy brali to na karb przyrodzonej dzikości i okrucieństwa żołnierzy bolszewickich. Jestem innego zdania, pierwszą rzeczą która mnie uderzyła to, że zwłoki leżały w równym rzędzie. Zapytałem żołnierzy czy oni tak ułożyli swoich towarzyszy broni. Ci jednak zaprzeczyli. –Oni już tak leżeli panie redaktorze-twierdzili zgodnie. Oglądałem wiele pobojowisk, na wszystkich polegli a nawet dobici leżą w najróżnorodniejszy sposób i w różnych miejscach. A skoro tak to Polaków zamęczano na śmierć nie w jakimś dzikim szale ale w sposób planowy i metodyczny. Bolszewicy to zrobili w ściśle określonym celu. To była wiadomość dla nas, która brzmiała mniej więcej tak: przyjrzyjcie się uważnie, tak kończą ci, którzy nie chcą się nam podporządkować i są na tyle głupi aby się bronić, jak będziecie walczyć dalej to was czeka to samo. Trzeba przyznać, że oprawcy w pełni wykorzystali efekt teatralny jaki daje widok zwłok ludzkich pozbawionych twarzy. Podejrzewam, że gdyby wygrali albo gdybyśmy się poddali to wszędzie w Polsce urządzali by podobne pokazy tym razem nie dla nas ale dla całej Europy. Przekaz brzmiałby: jeżeli się nie poddacie i będzie walczyć jak ci głupi Polacy to potraktujemy was tak samo.

Wtedy nad tymi zmasakrowanymi żołnierzami dotarło do mnie czym tak naprawdę jest komunizm. Jego podstawą wbrew pozorom nie jest ta cała gadanina o wyzwoleniu ludu pracującego i sprawiedliwości społecznej, której nikt nie a traktuje serio a już najmniej lud roboczy i sami komuniści. Nie jest nią nawet okrucieństwo i zamordyzm gdyż są one jedynie środkiem do celu. Marksizm przyswojony tak skutecznie przez Rosjan to przede wszystkim doskonale przemyślany i logiczny program sprowadzenia ludzkości do poziomu hordy jaskiniowej w której panuje pełną równość a więc do stanu quasi zwierzęcego. Co ciekawe pomysł ten został potraktowany jak Dobra Nowina nie przez ludzi prostych, którzy instynktownie wyczuwają tkwiący w nim obłęd ale przez ludzi wykształconych. Dla intelektualistów to istne objawienie. Oto ludzkość wreszcie może powrócić do stanu pierwotnej szczęśliwości, do raju z którego zostaliśmy wygnani przez religię, kulturę i cywilizację. Od tysięcy lat najwybitniejsze umysły łamały sobie głowę jak uczynić los człowieczy znośniejszym i nikomu nie dało się tego osiągnąć gdyż jak to słusznie zauważył Eklezjastes im więcej wiedzy tym więcej cierpienia. W końcu Karol Marks znalazł rozwiązanie tej kwadratury koła, skoro rozwój kultury nie likwiduje cierpienia to należy ją definitywnie odrzucić i cofnąć się do zwierzęcej szczęśliwości. Literatura, sztuka, religia wszystko to są wymysły i maja one jedynie podłoże ekonomiczne. Ludzkość może być dopiero szczęśliwa gdy sprowadzi się ją do gołego faktu istnienia.

Marks w swoich proroctwach nie napisał jak to miałoby wyglądać w szczegółach. Zrobił to za niego Szigalew w „Biesach” Fiodora Dostojewskiego. Jego poglądy tak zreferował jeden z uczestników zebrania nihilistów:Dochodzi on /Szigalew/ do ostatecznego wniosku, iż ludzkość musi być podzielona na dwie nierówne części. Dziesiąta część otrzymuje wolność osobistą i nieograniczoną władzę nad pozostałymi dziewięciu dziesiątymi. Tamci zaś zatracają osobowość, stają się stadem i bezgraniczne posłuszeństwo doprowadza ich w drodze przekształceń do niewinności pierwotnej, do jakiegoś raju przedhistorycznego, w którym jednak będą musieli pracować.

Obroniliśmy cały świat przed bolszewickim obłędem. My mieszkańcy małego kraju na obrzeżach Europy, nie będący nawet narodem lecz mówiącym tym samym językiem żywiołem pędzącym od ponad stu lat życie niewolników. To zakrawa na cud. Czyżbyśmy znowu stali się przedmurzem chrześcijaństwa, narodem wybranym dla obrony cywilizacji przed zalewem barbarzyństwa? Jeżeli jest w tym ręka Opatrzności to raczej mamy tu do czynienia z sytuacją o której mówi święty Paweł, wyjaśniając dlaczego Chrystus wybrał właśnie jego do głoszenia wiary: bo „Jestem jak płód poroniony, najmniejszy z apostołów”.

Jeżeli to był cud nad Wisłą to nie odbył się on w ten sposób, że nieba spłynęły oddziały anielskie prowadzona przez Archanioła Michała, który ognistym mieczem rozpędził bolszewików. Ingerencja Opatrzności w historię odbywa się zawsze za pośrednictwem ludzi.

Drugi punkt zwrotny spektaklu pod tytułem wojna polsko-bolszewicka nosi wszelkie cechy ingerencji deus ex machina. Tak jak Eurypides w swoich dramatach zsyłał boga aby ten rozwiązał akcję tak pod Warszawą 14 sierpnia doszło do niedającej się logicznie wyjaśnić nagłej zmiany. Oto sponiewierani prawie 600 kilometrową ucieczką przed bolszewikami, śmiertelnie zmęczeni i często zdemoralizowani żołnierze nagle przechodzą do ataku zmuszając pewnego zwycięstwa wroga do panicznej ucieczki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz