Szukaj na tym blogu

niedziela, 5 września 2021

30 sierpnia 1943 r. znaczne siły UPA, wspomagane przez ukraińską ludność z okolicznych miejscowości, napadły na Ostrówki i zamordowały ok. 500 Polaków.



Pierwsza pielgrzymka w 1990 r. byłych mieszkańców na teren nieistniejących wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka, wymordowanych przez UPA 30 sierpnia 1943 r. Na czele ks. Marian Chmielowski. Ze zbiorów L. Popka.
Ostrówki, gmina Huszcza – wieś polska licząca ponad 600 mieszkańców (dziś nie istnieje). 5 lipca 1943 r. upowcy dokonali prowokacyjnego zamachu na przejeżdżających Niemców, by ściągnąć na wieś pacyfi kację. Zabili kilku z nich. Świadkiem zdarzenia była Zofi a Ulewicz: „W pewnej chwili strzały ucichły, a obok nas pojawiły się: moja mama z bratem Bolkiem, sąsiadka Helena Kuwałek z czwórką swoich dzieci i teściową. Nagle zza domu wyszedł żołnierz niemiecki z automatem gotowym do strzału. Obok niego stał ukraiński policjant z Opalina. Niemiec krzyknął »Halt« i kazał nam położyć się twarzą do ziemi. Ukrainiec poznał nas. Przynosił kiedyś mojemu wujkowi Jesionczakowi buty do naprawy. Policjant wytłumaczył Niemcowi, że jesteśmy niewinni. Żołnierz kazał nam wstać i podał każdemu rękę. [...] W chwilę po ich odejściu Niemcy ostrzelali nasze gospodarstwo, które spłonęło w całości. Zginęła wtedy moja siostra”. Do pacyfi kacji całej wsi na szczęście nie doszło. 30 sierpnia 1943 r. znaczne siły UPA, wspomagane przez ukraińską ludność z okolicznych miejscowości, napadły na Ostrówki i zamordowały ok. 500 Polaków. W są- siedniej Woli Ostrowieckiej tego samego dnia zginęło ok. 600 osób. Świadkowie wydarzeń odnotowali nieliczne przypadki udzielenia pomocy ofi arom rzezi przez Ukraińców z Przekurki (zob. s. 73) i Sokoła (zob. s. 74). Z rzezi w Ostrówkach ocaleli m.in. Józef Jeż oraz Antoni Ulewicz, który tak wspominał moment, kiedy znalazł się w dole wraz z kilkudziesięcioma ofi arami. „Nad nami 72 stało trzech Ukraińców, reszta kręciła się po okólniku. Wśród nich dostrzegłem znajomego. Zacząłem prosić go, by zabili mnie strzałem z karabinu, a nie siekierą czy innym narzędziem. [...] znajomy Ukrainiec podszedł do rowu, podał mi rękę, mówiąc, abym wstał. Gdy wyszedłem z dołu, dał mi czapkę, marynarkę i kazał iść ze sobą. [...] Pokazał mi wąski betonowy mostek. Powiedział, abym się w nim ukrył. Z trudem wcisnąłem się. Odchodząc nakazał mi cicho siedzieć, bo jeśli mnie znajdą, to zabiją, a wieś spalą. Po pewnym czasie poczułem, że ktoś próbuje dostać się do mojej kryjówki. [...] Po głosie poznałem kierownika szkoły Jeża. Potem okazało się, że i jego doprowadził do mostku ten sam Ukrainiec. Znaleźli nas dopiero Niemcy [...] Podszedł do nas Ukrainiec o nazwisku Jakub Rogowski, który służył w policji u Niemców. Znałem go od dawna. Zapytałem, co z nami zrobią. Powiedział, że rozstrzelają. Odpowiedziałem, aby to on nas zabił, a nie Niemcy. Po namyśle zaczął rozmawiać ze stojącym obok niego Niemcem. Przekonał go, iż nie jesteśmy bandytami, ale jego sąsiadami. Niemiec kazał nam uciekać do Jagodzina [...]”.


Źródło: Wołyński testament, oprac. L. Popek, T. Trusiuk, P. Wira, Z. Wira, Lublin 1997, s. 39; ibidem, s. 71 (relacja Zofi i Borodziej z d. Ulewicz); ibidem, s. 156 (relacja Antoniego Ulewicza); W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo..., t. 1, s. 502–511.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz