Szukaj na tym blogu

niedziela, 16 marca 2014

Zasada Laokona czyli Ukraina jako polsko-rosyjskie kondominium




Chcemy, aby Rosja i Polska zostały gwarantami demokracji i obrony praw wszystkich narodów zamieszkujących Ukrainę – pisze do Polaków pełnomocnik Władimira Putina. Zamieszczona w Rzepie wypowiedź to wykładnia polityki rosyjskiej wobec Polski w ciągu najbliższych paru lat. Dlatego warto ją przeanalizować mimo że nic w niej specjalnie nie zaskakuje.
Oto czego możemy się dowiedzieć od pana Babakowa na temat derusyfikacji i depolonizacji:
Po rozpadzie Związku Radzieckiego około 25 milionów naszych rodaków, obywateli podających się za Rosjan, znalazło się poza granicami kraju. Większość z nich – na terenie nowej Ukrainy. Rosja musiała pogodzić się z tym rozpadem. W niektórych nowych państwach, na przykład w Uzbekistanie, Rosjan się pozbyto, w innych, na przykład na Łotwie – nie przyznawano im obywatelstwa. W porównaniu z nimi Ukraina w swojej polityce narodowej nie wyróżniała się szczególną surowością względem mniejszości narodowych. Podejmowano oczywiście niepozbawione sukcesów próby rewizji wspólnej historii za Kuczmy i Juszczenki.
Ale to za prezydentury Janukowycza uchwalono ustawę o językach, która mówi, że w miejscach zagęszczenia Polaków, Rosjan czy innych narodowości językiem urzędowym może być język danej grupy mieszkańców. Mimo to nowe, samozwańcze władze, które dokonały przewrotu w Kijowie i obaliły legalnie wybranego prezydenta Janukowycza, rozpoczęły swoją działalność od wypowiedzenia ustawy o językach mniejszości narodowych. Zatem zarówno Rosjanom, jak i Polakom mieszkającym na Ukrainie będzie teraz trudniej komunikować się w języku ojczystym. Ten krok, według „gorących głów" Majdanu, jest zaledwie początkiem derusyfikacji, depolonizacji i „ukrainizacji" Ukrainy.
Pan Babakow ma całkowitą rację w tej kwestii zapomniał tylko powiedzieć, że absurdalne pomysły językowe są dziełem ugrupowań od dawna sponsorowanych przez rosyjskie służby. Kremlowi udało się postawić na czele autentycznej i antyrosyjskiej rewolucji swoją agenturę. Nie było to takie trudne, wystarczyło dofinansować Swobodę Tiahnyboka i podrzucić trochę broni banderowskiej części Prawego Sektora. Moskwa trafnie przewidując antymoskiewski zryw zawczasu zadbała o odpowiednie uplasowanie swojej agentury. Starą metodę carskiej ochrany w twórczy sposób rozwinęła KGB i jej następczyni FSB. Twierdzenia jakoby Swoboda rozwinęła się jedynie z datków ukraińskiej diaspory, głównie kanadyjskiej uważam za fałszywe chociażby dlatego, że pomimo dużych wpływów nie dysponuje ona środkami umożliwiającymi banderowcom tak szybki rozwój przed rewolucją na Majdanie. Moim zdaniem sponsor może być tylko jeden-tajne służby Rosji.
Dzięki swojej wariackiej retoryce banderowcy skutecznie skierowali w objęcia Putina rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy, którzy zanim usłyszeli o pomysłach Swobody woleli raczej mieszkać w kraju zmierzającym do Europy niż Azji. Plany dotyczące powszechnego wprowadzenia języka ukraińskiego w kraju w którym większość ludności nim się posługuje niewątpliwie musieli wymyślić nie ukraińscy nacjonaliści ale fachowcy z Łubianki. Tiahnybok i jego komanda tylko je rozpropagowali.
Trudno też odmówić racji panu Bajbakowowi gdy twierdzi, że:
Dla nowych władz Ukrainy głównym przywódcą duchowym jest lider UPA Stepan Bandera, który w swoim wezwaniu do Ukraińców z 30 czerwca 1941 roku pisał: „Narodzie! Wiedz! Moskwa, Polska, Węgrzy, Żydostwo – to twoi wrogowie. Niszcz ich!". Jak wiadomo, Bandera swoje wezwania popierał czynami, eksterminując Polaków, Żydów i Rosjan na zachodniej Ukrainie.
Niechęć do pokuty za popełnione zbrodnie u kontynuatorów działalności Bandery wyraźnie widać w próbach przemilczenia 70. rocznicy rzezi wołyńskiej oraz demonstracyjnej nieobecności najważniejszych osób podczas wizyty prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego w Łucku. Można zatem skonstatować, że ci, którzy nazywają się nowymi władzami Ukrainy, są nastawieni negatywnie zarówno wobec Warszawy, jak i Moskwy.
Można by jednak dodać, że gdyby banderowców nie było to Moskwa musiała by ich wymyślić ze względu na liczne korzyści. Najważniejsza jest ta, że gdy banderowcy ostatecznie przejmą rządy Putin będzie mógł ich zdmuchnąć jak świecę. Wystarczy szeroko zakrojona akcja publikacji w światowych mediach autentycznych materiałów dotyczących zbrodni dokonanych przez tych obłąkanych zbrodniarzy w czasie II wojny światowej na bezbronnej ludności polskiej, żydowskiej i ukraińskiej. W historii światowego ludobójstwa nie dokonano jeszcze mordów tak szokujących swoim okrucieństwem jak zrobili to herosi spod znaku tryzuba. Każdy czytelnik porannej prasy, który zobaczy zdjęcia poćwiartowanych kobiet i nabitych na sztachety dzieci dojdzie do wniosku, że jedyne co mógł zrobić Putin to rozpędzić całe to tałatajstwo odwołujące się z dumą do podobnego dziedzictwa.
Zobaczycie wówczas, że nawet polskie media takiej jak gazownia systematycznie odrzucające jakiekolwiek informacje o męczeńskiej śmierci z rąk banderowców 200 tysięcy Polaków zmienią zdanie i zaczną publikować materiały na ten temat. Słaba to jednak pociecha gdyż wówczas cała Ukraina będzie w rekach Putina, niestety Polska również też. Dlatego to nie ksiądz Isakowicz Zaleski i kresowianie walczący o prawdę o masowej zbrodni są agentami Moskwy ale ci, którzy organizują na nich absurdalna nagonkę pod zarzutem sprzyjania Rosji.
Pan Bajbakow perfidnie porównuje mord katyński i wołyński mimo, ze ten pierwszy był dziełem sowieckiego państwa a drugi ugrupowania nie reprezentującego większości Ukraińców:
Nie tak dawno przetoczyła się w ukraińskich mediach analogiczna kampania informacyjna przeciwko Polsce – dotyczyła ofiar rzezi wołyńskiej, braku potrzeby uczczenia ich pamięci oraz usprawiedliwiania tej tragedii. Niektórzy znani politycy ukraińscy zniżyli się do tego, by zamiast słów skruchy i przeprosin, które Rosja przekazała Polsce w związku z tragedią w Katyniu, mówić o „wiejskim charakterze" rzezi wołyńskiej, próbując przedstawić ją jako wojnę o ziemię, a nie ukierunkowane – nazywajmy rzeczy po imieniu – ludobójstwo ludności polskiej.
Kiedyś bardzo dawno temu Grecy nie mogąc zdobyć Troji podrzucili jej obrońcom drewnianego konia z ukrytą wewnątrz załogą, prezent został przyjęty pomimo ostrzeżeń niejakiego Loakona, który próżno wołał że należy strzec się Greków nawet jak nam coś dają. Ta archetypiczna sytuacja powtarza się w historii wielokrotnie. Dzisiaj Moskwa kusi nas wspólnym antyukraińskim sojuszem usiłując perfidnie wykorzystać naszą ciągle niezagojoną ranę wołyńskiego ludobójstwa. Co gorsza mogą w Polsce znaleźć się wpływowe środowiska, które chętnie groźny rosyjski dar. Obawiałbym się przede wszystkim poczynań Donalda Tuska po ewentualnych kolejnych zwycięskich wyborach. Dzisiaj głośno potępia Putina bo to jest trendy a przecież niedawno nie mógł się go nachwalić. Kolejna wolta to dla dla premiera żaden problem tym bardziej, że nie zdziwiłbym się gdyby Rosjanie mieli w zanadrzu jaką jego sweet focię lub wypowiedź ze Smoleńska
Przyjęcie rosyjskich propozycji w sprawie Ukrainy niewątpliwie skończy się dla nas tak samo fatalnie jak przyjęcie drewnianego konia przez Trojan. Wspólne kondominium polsko-rosyjskie będzie etapem na drodze do całkowitego zdominowaniem naszego kraju przez Moskwę dokładnie tak jak to miało miejsce pod koniec XVIII wieku.
Jeżeli kolejne wybory wygra Kaczyński to taki wariant współpracy jaki proponuje nam Babakow odpada. Wtedy jednak istnieje niebezpieczeństwo, że wpadniemy w drugą pułapkę zastawioną na nas przez Rosjan a mianowicie damy się wkręcić w daleko idącą współpracę z banderowcami będącymi kremlowską agenturą. Taki wariant też skończyłby się dla nas fatalnie. Wypowiedzi niektórych współpracowników prezesa jak np. pana Żurawskiego vel Grajewskiego świadczą o daleko posuniętej gotowości wejścia w podobne układy. Pozostaje mieć nadzieję, że Kaczyński ma więcej zdrowego rozsądku niż jego pożal się Boże doradcy do spraw wschodnich. Być może przypadek piewcy banderowców- Pawła Kowala go czegoś nauczył.
Kiedy Polsce opłacać się będzie odrzucenie splendid isolation będącej dzisiaj jedyną sensowną taktyką wobec kwestii ukraińskiej? To proste-gdy tylko tamtejsze społeczeństwo wyłoni jakieś poważne przywództwo, które odsunie od władzy banderowców niszczących swój kraj na polecenie Kremla. Liczyłbym na kogoś z kręgu wojskowych, ponieważ Arsenij Jaceniuk i gazowa księżniczka Julia Tymoszenko to postacie niepoważne. Gdyby tak się stało to Polska powinna udzielić Ukrainie wszelkiej możliwej pomocy z wojskową włącznie bo przecież lepiej będzie powstrzymywać Rosjan nad Dnieprem niż nad Wisłą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz