Szukaj na tym blogu

wtorek, 6 maja 2014

Fikcyjna matura


Ruszyły matury, które jak co roku zda lwia większość abiturientów. Znowu wszyscy będą się cieszyć i twierdzić, że nie jest źle, ponieważ podobne wyniki osiągano w latach poprzednich. Należy jednak wziąć pod uwagę obniżanie z roku na rok wymagań egzaminacyjnych. Gdyby tegorocznym maturzystom kazać zadawać maturę sprzed paru lat to pewnie nie zdałaby połowa. Oczywiście można jeszcze bardziej zaniżyć poziom i za parę lat dawać matury tym, którzy są w stanie się podpisać. Zobaczycie jednak, że nawet wówczas jedna piąta nie będzie w stanie tego zrobić. Muszę zmartwić zwolenników egalitaryzmu, jeżeli zechcemy zachować chociaż pozory, że to egzamin to zawsze znajdą się jacyś analfabeci, którzy nie dadzą sobie rady.
To pozorny paradoks, że w miarę obniżania wymagań liczba zdających nie rośnie. Bardzo łatwo to wyjaśnić. Wszyscy krytykują szkoły średnie, nauczycieli i sam egzamin. Tymczasem problem tkwi zupełnie gdzie indziej. Polski system oświaty znajduje się w stanie kompletnego upadku na skutek wprowadzenia gimnazjów. Gdy to wymyślano to nawet stary, komunistyczny teoretyk oświaty Heliodor Muszyński chwycił się za głowę mówiąc o „tykającej bombie zegarowej”. W gimnazjach nikt się nie uczy bo i po co? Ponieważ nauczyciele nie maja tam nic do gadania placówki te opuszczają zdemoralizowani półanalfabeci. W szkołach średnich pomimo wysiłków nauczycieli niewiele da się już zrobić. Sytuacja z roku na rok się pogarsza. Wyższe uczelnie, które do tej pory ze względu na niż demograficzny przyjmowały kogo popadnie zaczynają wprowadzać egzaminy wstępne. Okazało się, że co prawda można sobie naprzyjmować studentów, trudno jednak wykształcić kogoś kto ledwo czyta i pisze.
Jak zwykle czeka nas rytualna dyskusja o przyczynach wyników matur. Wszyscy będą powtarzali mantrę o „konieczności dostosowania egzaminu maturalnego do wymogów współczesności”. Rzeczywistą poprawą sytuacji w oświacie nikt nie jest zainteresowany. Rodzice mają to gdzieś ograniczając się do wydawania kasy na korki. Nauczyciele siedzą cicho zadowoleni z posiadania pracy. Ministerstwo i zgraja utytułowanych ekspertów z których żaden nie przepracował dnia w szkole nigdy się nie przyzna do kompletnej klapy szumnie zapowiadanej „reformy”. Młodzież uważa, że fajnie jest jak jest i dopiero po czasie zrozumie, że to ona została najbardziej poszkodowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz