Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 sierpnia 2014

Ciszej nad tym Wiliamsem


Nie żyje Robin Wiliams co wzbudziło cała masę durnych komentarzy, rzecz niby zrozumiała w przypadku nagłego odejścia kogoś sławnego ale jednak mocno irytująca. Nie wiem jakim człowiekiem był Wiliams: dobrym, złym, świrem, nałogowcem czy wrażliwcem i niewiele mnie to obchodzi gdyż dla mnie zawsze pozostanie nauczycielem ze Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Grzebanie się w życiu wybitnego artysty (a zmarły aktor był niewątpliwie mistrzem w swoim fachu) nie ma najmniejszego sensu gdyż można być genialnym twórcą a równocześnie obleśną kreaturą na co przykładów jest aż nadto. Nie rozumiem też absurdalnych rozważań i dociekań co było przyczyną samobójczej śmierci Wiliamsa, jakie to ma do cholery znaczenie czy była ona efektem depresji chwilowej czy też może przewlekłej wzmocnionej gorzałą i dragami. Niestety ważne jest tylko to, że nie poznamy nowych ról świetnego aktora.
Cały ten obłęd polegający na roztrząsaniu przyczyn samobójstwa kogoś znanego jest nie tylko obrzydliwy ale może być tez groźny. Chciałbym zwrócić jednak uwagę na pewien aspekt fenomenu samobójstw a mianowicie na ich zaraźliwy charakter przypominający epidemię w której rozszerzaniu główny udział mają media. Syndrom Wertera to mechanizm doskonale znany psychologom, polega on na tym, że po każdym nagłośnionym przez media samobójstwie wzrasta liczba osób, które targnęły się na swoje życie. Jeżeli w prasie pojawia się wzmianka o śmierci kogoś znanego przez np. powieszenie to należy się spodziewać, że pojawią się podobne przypadki w tej samej grupie wiekowej oraz że zostanie zastosowana ta sama metoda rozstania się ze światem. Dawid Philips nazwał to trafnie naśladowczą śmiercią samobójczą.
W niektórych krajach wyciągnięto z tego wnioski i wprowadzono embargo na artykuły dotyczące samobójstw. U nas niestety nikt się tym nie przejmuje. Głośne przypadki samobójstw wśród młodzieży były szeroko nagłaśniane. Autorom artykułów przyświecają pewnie jak najlepsze intencje, chodzi o odstraszenie ewentualnych samobójców. Niestety efekt podobnych publikacji w necie może być odwrotny od zamierzonego. Sam napisałem artykuł o zbiorowym samozagładzie sekty Jonesa, nie sądzę jednak, żeby znaleźli się naśladowcy. Natomiast wcale nie byłbym pewien czy komuś po artykule o śmiertelnym zatruciu dragami nie przyjdzie podobny pomysł do głowy.
W Polsce powinien pojawić prawny zakaz publikacji w mediach traktujących o przypadkach samobójstw. Powinny być one analizowane jedynie w prasie naukowej do której dostęp siłą rzeczy jest bardziej ograniczony. Jeżeli teoria Philipsa jest słuszna a przemawiają za nią dane statystyczne to coś trzeba w tej sprawie zrobić. Co do jednego uczeni mają rację: rzeczywiście mamy lawinowy wzrost samobójstw. Najpierw media wałkują sprawę jakiegoś głośnego przypadku a wkrótce potem pojawiają się kolejni naśladowcy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz