Taką tezę sformułował Czesław Miłosz, pisząc o powstańcach w Zniewolonym umyśle: Wiedzieli, że nie ma zwycięstwa i że ich śmierć jest tylko gestem w obliczu obojętnego świata. Godzili się na nią nie pytając nawet, czy jest jakaś waga, która waży ich czyny... Nie było granic tym szaleństwom dobrowolnej ofiary.
Dzisiaj myśl tę rozwija Maria Janion, obwiniając za tragedię mieszkańców Warszawy męskich szowinistów dotkniętych masochistycznym dążeniem do samozagłady. Pani profesor zawzięcie tropi nawroty tej groźnej choroby w dzisiejszej Polsce. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej stwierdziła ze zgrozą: Koło się zamyka, bo widzę, że dzieci się bawią w Powstańców Warszawskich.
Nawet zwierzęta nie mając drogi ucieczki atakują silniejszego przeciwnika instynktownie wyczuwając, że jeżeli nic nie zrobią, to na pewno zginą. Latem 1944 wobec perspektywy zniszczenia miasta w czasie oblężenia oraz sowieckiej okupacji nie pozostawało nic innego jak chwycić za broń. Podjęcie walki zbrojnej w Warszawie nie było efektem samobójczych tendencji zaszczepionych nam przez romantyzm, ale raczej wynikiem działania instynktu samozachowawczego, który w beznadziejnej sytuacji każe walczyć, nawet gdy jest tylko cień szansy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz