Działania rządowych pijarowców mające przykryć polityczną zbrodnię dokonaną w Łodzi przybierały coraz dziwaczniejsze formy. Najpierw GieWu ogłosiła sensacje o zaatakowaniu nożem Jana Dworaka. Co prawda nie był to nóż lecz flamaster i nie szef KRRiT stał się ofiarą agresji lecz ściana w jego biurze. Poza tym tak jak w radiu Jerewań wszystko się zgadzało.
Następnie media podały wiadomość o planowanym zamachu na Bronisława Komorowskiego do którego na szczęście nie doszło gdyż dzielny inkasent doniósł o tym gdzie trzeba. Ponieważ obu tych rewelacji nie kupiłby nawet najgłupszy leming postanowiono sięgnąć po cięższy kaliber. Oto okazało się, że sprawca zbrodni na działaczu PISu najpierw odwiedził biuro posła Niesiołowskiego. Z medialnego faktu odwiedzin emerytowanego ubeka u kogoś kto własną narzeczoną podpieprzył w śledztwie sprostytuowane media zrobiły to co skrzypek Herzowicz z Szuberta: No brylant, no cud.
A swoją droga gdyby jeden konfident zrobił coś drugiemu to już byśmy mieli stan wyjątkowy, delegalizację wszystkich partii poza PO, słowem taki pożar Reichstagu na miarę naszych możliwości. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz